środa, 11 listopada 2015

Zdjęcie od wnuka naszego Oswalda






ps. Niedługo będą  informacje o rodzinie zamieszkującej nasz dom do kilku pokoleń wstecz - byli to dawni mieszkańcy Przecznicy i Gierczyna.

niedziela, 1 listopada 2015

Psia...blaszka!

Jakiś czas temu Uczestnik znalazł psi identyfikator - gdzieś chyba w Przecznicy, teraz nie pamięta gdzie. Fajnie byłoby móc przejrzeć dokumenty (których dawno zapewne już nie ma) i ustalić, gdzie piesek mieszkał i jak się wabił...

czwartek, 29 października 2015

Naga sień, jak jesień

Sień jest naga - wszystkie zakamarki zostały pozbawione tynku. Od schodów - które pozostaną (ale zostaną potraktowane jeszcze odpowiednio) - zostały odbite deski (od spodu). Zabieg ten spowodował, że sień nabrała światła i przestronności. Po prawej stronie znajduje się piec - w jego miejscu zamontowany kiedyś będzie kominek, którego górę (a będzie ona wysoka) planujemy zwieńczyć resztkami kafli, pochodzącymi z dawnego pieca z naszego domu. Naprzeciwko komina będzie stać ławka z oparciem i schowkiem na poduszki oraz wełniane kapcie. Ja już to wszystko widzę:)

sobota, 29 sierpnia 2015

Dziura w ścianie

Jakoś na przełomie zimy/wiosny 2011 r. główna izba na dole zyskała swój, wydawało się wtedy, ostateczny kształt (oprócz wyglądu większości ścian, bo tu pomysły jeszcze się kłębią w naszych głowach). Tak, minęło parę lat, parę urlopów spędzonych w domu i pojawiła się potrzeba zmian.W czym rzecz? Z głównej izby już po wojnie wydzielono małe pomieszczenie, usuwając duży piec na rzecz małego, kuchennego (na tym niemieckim można było nawet spać...). W tym wydzielonym pomieszczeniu postanowiliśmy zrobić rodzaj małej kuchni, gdzie przygotowuje się jedzenie. Tam też znajduje się jedyny (póki co) w domu kran i zlew. Urlop: poranek, wstaję zaspana jak smok, idę zrobić sobie kawę i jakąś kanapkę - udaję  się z głównej izby, przez sień do tej małej kuchni, grzeję wodę, wracam do głównej izby po sztućce, kubek i talerz. I tak za każdym razem, gdy chcemy zrobić posiłek sobie czy dzieciom. Wymyśliliśmy zatem, żeby wybić po prostu wejście do małej kuchni z głównej izby. Niepraktyczne jest robienie tylu kilometrów. Wpadliśmy na ten pomysł  jakiś czas temu, ale  brakowało nam wiary w to, że Uczestnik sam jest w stanie to wykonać. Wiara pojawiła się i wraz z nią wymarzona dziura w ścianie:
widok z głównej izby,a  mała kuchnia wygląda nadal jak nora, bo jeszcze nią jest:)

Dziurę trzeba jakoś ucywilizować:


Przejście już gotowe, pora na malowanie framugi i ścian (tak, dwie, jedyne otynkowane ściany w głównej izbie nie zostały do dzisiaj pomalowane), foty z serii "tak było, tak jest teraz":

do wczoraj jedyny łącznik małej kuchni z główną izbą to małe okienko, na ścianie próbki farby

świeżo pomalowane ściany, a wilk na ścianie przestał straszyć...


środa, 19 sierpnia 2015

Mysi pokój

W miniony weekend Uczestnik dobrał się do drewnianej ściany pokoju na piętrze. Dobranie się polegało na zdjęciu desek, wyczyszczeniu szkieletu ściany z prastarego ocieplenia (plewy), wymianie ocieplenia i  nabiciu nowych desek. Nowe deski zostały nabite na ścianie od strony klatki schodowej, w samym pokoju pozostaną oryginalne (trzeba je jeszcze oczyścić z resztek słomy itp,  do niedawna były otynkowane). Nowe deski zostały nabite inaczej niż było pierwotnie, mianowicie poziomo. Nasz dom - nasze fantazje:)
Poniżej skromna sesja fotograficzna. Aaa, jak tradycja nakazuje, w ociepleniu ściany znajdowały się szczątki kolejnego ssaka - tym razem była to mysz. Szkielecik chyba zachowamy...:)


moment po odbiciu pierwotnych desek, były zniszczone dość mocno (kiedyś po utracie dachu były przez jakiś czas wystawione na warunki atmosferyczne)

kosz wypełniony prastarym, tradycyjnym ociepleniem ściany
nasz skarb ze ściany (tak chyba w większości przypadków wyglądają mityczne skarby ukryte przez niemieckich właścicieli...)
jedno ze współczesnych rozwiązań ocieplenia ściany

prawie...

...i już!
a w przerwie można było nazbierać trochę gradowych kulek:)

aktualizacja: tu już z framugą

wtorek, 21 lipca 2015

i już po...

Szybko minęły 2 tygodnie w Ruderii. Spędziłam jej z dziećmi w Przecznicy i coraz bardziej kocham ten nasz stary domek. Powrót do miasta, do gorącego mieszkania był bolesny. Jedyny plus mieszkania nad Ruderią: łazienka. Bo w Ruderii jeszcze jej nie ma, za to jest wanienka i wieczorne w niej ablucje. Co też ma swój urok, oczywiście. Ale niekoniecznie  na dłuższą metę. Podczas ruderyjnych wczasów miały miejsce m.in. następujące fakty: zepsuła się na amen mikrofalówka (buu, jednak jestem pesymistką, skoro ten fakt jako pierwszy podaję, hihi), poznałam boski smak koziego sera pochodzącego z jednego z przecznickich gospodarstw agroturystycznych - Krukowiska, wiem, że będę po niego wracać, zasmakował w nim również młody (a on jest dość wybrednym stworzeniem), mamy niemal własną kotkę, która kilka razy dziennie odwiedzała nasze domostwo, a nawet pod koniec naszego pobytu przyprowadzała swojego potomka, wykluły się nowe - chyba ostateczne -  pomysły dotyczące lokalizacji łazienki oraz klatki schodowej na piętro stodoły. Zapewne wydarzyło się jeszcze szereg innych drobniejszych wydarzeń, które w tej chwili jakoś umknęły mi z pamięci. O, regularnie kąsał mnie strzyżak, co ciekawe tylko mnie, oszczędzał resztę rodziny (o taki ). Poniżej niekoniecznie w porządku chronologicznych zestaw paru fotek.

drzwi zrobione wiosną przez Uczestnika zyskały podkowę - na szczęście

żeliwny litrowy garnek znalazłam w stodole

"nasza" kotka, przynosiła nam myszy

każdy przedmiot z czasem znajduje swoje właściwe miejsce w Ruderii

relaks w leżaku z winem w kieliszku Oswalda

ceramiczne prace moje i młodej - zrobione i wypalone podczas warsztatów w agroturystyce izerski potok

młoda opycha się gzikiem


butla na atrament szkolny z lat 50. XX w.- jeden z wielu klimatycznych prezentów od mojego taty,prezenty te znajdują swoje miejsce w Ruderii


wtorek, 7 lipca 2015

wakacje w Ruderii...

...rozpoczęte! właśnie przez okno widzę sąsiadki, widzę ulicę, przez którą raz na jakiś czas przemknie auto na niemiejscowych blachach lub miejscowych (proporcje mniej więcej z moich obserwacji: 1:1) lub turysta na rowerze, lub miejscowy chłopiec. Czasem słychać szczekanie psów, kilka razy dziennie odwiedza nas kotka sąsiadów, na strychu cichutko żyją kuny (bo jak nas nie ma to pewnie hałasują). Rzodkiewki powyrywane i pożarte z gzikiem, ostatnie truskawki też już pożarte, wczoraj kosiłam, dzisiaj została końcówka, bo kosiarka wczoraj odmówiła współpracy (zdiagnozowałam już problem i dzisiaj powinno być ok - zobaczymy). Upały niczym w Egipcie, tylko o niebo spokojniej:). Stare grube mury skutecznie chronią przed upałem. Jednym słowem: cud miód i orzeszki. 
I oby tak dalej!
W stodole, po tylu wspólnych latach z Ruderią, odkryłam puszkę po pieprzu. Zapewne Oswald lub jego żona kupili pieprz w jednym ze sklepów kolonialnych w Querbach.


ps.jeśli ktoś z blogosfery ma ochotę na odwiedziny Ruderii i jej ludzkich mieszkańców to my herzlich willkomen (warto wcześniej dać jakiś sygnał tel lub via popularny portal społecznościowy:))

czwartek, 18 czerwca 2015

Kotlina-Skałki Zakochanych

Nie wiedziałam, że tam są. W ogóle o nich nie wiedziałam. Podczas wycieczki rowerowej z Agnieszką - sąsiadką z naprzeciwka - dowiedziałam się o ich istnieniu i Agnieszka pokazała mi je. Ładnie widać z nich Góry Łużyckie, jak z Karkonoszy w pewnym momencie. Teraz muszę pokazać je  Uczestnikowi. Podobno na nowo wydanych mapkach Izerów są już zaznaczone. A gdzie dokładnie się znajdują? Za ruinami Kesselschossbaude należy iść dalej prosto, ścieżynką lekko skręcić w lewo (ścieżynka widoczna jest w terenie) i zanurzyć się w ścieżce dla  hobbitów w las, po chwili jest się już na miejscu.
Poniżej kilka fotek zrobionych przez Agnieszkę, właśnie stamtąd - ze Skałek Zakochanych:

patrzę w stronę Gór Łużyckich-chcę tam kiedyś być!








piątek, 20 lutego 2015

Sudety z wrocławskiego balkonu

Chełmiec


Śnieżka
i z zupełnie innej beczki- ciała niebieskie (układ ten tak wyglądał ze 2 godziny temu):
patrząc na zdjęcie od góry: Mars, Wenus,  Księżyc
ps. foty zrobił Uczestnik

sobota, 31 stycznia 2015

Wystarczy młotek

Nieważne ile lat mamy Ruderię (albo ona nas), nieważne ile trwa wieczny remont naszego starego domostwa. Ale wystarczy dobra motywacja i młotek, aby przekonać się, w jaki sposób został np. zbudowany piec w sieni. Taki z opcją do wędzenia mięsa na przykład. Okazuje się, że wystarczy mocniejsze pyknięcie młotkiem i po piecu może być. Powojenna robota - wskazuje na to nie tylko lichota konstrukcji (bo Niemcy wszak myśleli o pokoleniach), ale i pewne cechy konstrukcyjne, zwłaszcza na styku z sufitem. Jak wygląda zimowe zbijanie tynków w sieni - ku przestrodze dla mniej odważnych (przyszłych lub  nie) posiadaczy starych chałup lub dla niepoprawnych zapaleńców - zobrazuje kilka fotek poniżej:

waleniem w tynki (trochę za szybko, bo to nie 14.lutego) zajął się Uczestnik, za piecem widoczne są drzwi do tzw.hydroforni, beztynkowej już, w której będzie część robocza kuchni - głównej izby, planuję już jej wystrój
 Chytry nasz plan przewiduje, że w miejscu pieca kiedyś powstanie kominek, ale zapewne czas zweryfikuje ten pomysł. Z jednej strony fajnie, że wieczny remont trwa- przychodzą do głowy nowe pomysły, ale z drugiej chciałoby się mieć już remont  z głowy.
Uczestnik zbił już większość tynku w sieni - poniżej widok na ścianę, która całkiem fajnie wygląda bez tynku - kiedyś na niej zawiśnie lub stanie wielkie stare  lustro:
 A tu zdjęcie rozpierduchy przy schodach w sieni - a ja marzę o serpenitowym baśniowym parapecie do okienka:
Uczestnik zbijaniem tynków w sieni zajmował się ostatnimi dniami i w tzw. międzyczasie wyczarował praktyczne schodki w murku. Praktyczne, bo do ogniska nie trzeba biec kawał wzdłuż murku, tylko niemal na wprost drzwi są już schodki :)

klasycznie: PRZED (już nastąpiła rozpierducha muru)
i PO (finał zastał Uczestnikach w opadzie atmosferycznym)
 Tak, zima jest na całego w Izerach i ma się dobrze, a młotek to jedno z najprostszych i najlepszych wynalazków ludzkości :)

wyżej widok na rezydencję w Lasku (legendarna wojenna porodówka), a tu zielony domek Pod Orzechem :)))