" W czasie, gdy na Dolnym Śląsku rządził księstwem świdnicko-jaworskim Bolko Mały, syn królewny Łokietkówny i księcia Bernarda,a wnuk Bolka I, nazywanego Wielkim lub Surowym, miał pan na zamku w Starej Kamienicy dwóch synów. Od Gotsche Schofa, którego za protoplastę swego rodu uważali, nazywali się Schafgotschami i nawet mówili, że mają jakieś pergaminy, iż z królewskiego rodu Piastów, od samego Krzywoustego się wywodzą.
Od rycerzy polskich Schafgotsche nie stronili, ale nie kochali ich zbytnio, uważając się za lepszych od nich i tylko Niemcami się otaczali. Niemieckich rycerzy chętnie gościli w swym zamku, a szczególnie tych, którzy znajdowali się blisko przy osobie księżnej Agnes, żonie księcia Bolka Małego. Jej książęca wysokość, pani Agnes, z Habsburgów się wywodziła i też chętnie Niemców w swym otoczeniu widziała. Dlatego też i Schafgotsche do jej dworu dostęp mieć chcieli. Przez odwiedzających zamek w Starej Kamienicy najpierw wcisnął się do świdnickiego zamku młodszy brat. Był to Hans Urlich Schafgotsch, który paziem książęcym został,a po dwóch latach już giermkiem samego księcia był i miecz przy jego stolcu książęcym trzymał. Drugi Schafgotsch o imieniu Hans Christoph, dostał się do drużyny książęcej później, gdy już Agnes matką książęcego syna była i po pogrzebie stryjny męża swego, Katarzyny Andegaweńskiej, z jej córką Anią do Pragi na dwór margrabiego Karola jechała.
Dumni byli obaj bracia z funkcji przy osobach książęcych pełnionych i żyli zgodnie ze sobą. Dopiero gdy młodszy, Hans Urlich, do nóg księżnej pani Agnes padł i o rękę jej szatnej, pięknej Siedmundy ze Zwierzyńca (obecny Schwerin) prosił, starszy brat rozzłościł się na niego. Uważał Hans Christoph Schafgotsch, że jego młodszy brat tak długo bezżennym być powinien, dopóki on się nie ożeni i syna mieć będzie, który najstarszym w nowym pokoleniu zostanie i jako pierworodny starszego z braci włości rodowe przejmie. Starszy brat uważał również, że młodszy powinien jego o zgodę na ślub prosić, jako tego, który mu ojca zastępuje,a dopiero potem u księżnej o rękę szatnej się starać. Tak naprawdę nie to było powodem ich waśni. Prawdziwą przyczyną był fakt, że Hans Christoph usłyszał iż Siedmunda od księżnej aż dwadzieścia grzywien srebra w posagu dostanie i że sam planował starania o jej rękę.
Zagroził starszy brat młodszemu, że jeżeli od swego zamiaru ślubu z piękną Siedmundą nie odstąpi, on nie udzieli mu błogosławieństwa w miejsce nieżyjącego ojca, ani też nie pozwoli mu z żoną w swoim zamku zamieszkać. Spór między braćmi załagodziła księżna Agnes, do której wieść o tym przez szatną dotarła. Wezwała obu do siebie i nakazała im najpierw podać sobie prawice na zgodę, a potem obiecała starszemu Schafgotschowi, że przed śmiercią swą odda mu zamek Chojnik, świeżo w pobliżu Jeleniej Góry przez jej męża wybudowany w miejscu, gdzie dotychczas stał myśliwski dwór drewniany, jeszcze przed stu laty przez mężowego dziada postawiony.
Po tej rozmowie z księżną stanęła młoda para na ślubnym kobiercu w świdnickiej farze,a potem z bogatym wianem, a dwóch w woły popielate zaprzężonym, wiezionym, przybyła do Starej Kamienicy. Zgoda, jaka nastąpiła między braćmi, była jednak tylko pozorna. Wprawdzie nikt nie słyszał po ślubie Hansa Urlicha z Siedmundą żadnych awantur i obaj bracia przy obcych nawet z uśmiechem na ustach rozmawiali ze sobą, ale w duszy Hans Christoph często zazdrościł bratu i dziewczyny i srebra wianowego.
Szczególnie wielka go zazdrość żarła, gdy piękna Siedmunda do komnaty sypialnej z bratem się udawała. lub gdy wczesnym rankiem z tej sypialni uśmiechnięta wychodziła.
Któregoś dnia, gdy młodszy brat żeńców w polu doglądał, Hans Christoph miłość swą pięknej bratowej wyznał. Siedmunda nie oparła się jego miłym słowom i odwzajemniła się podobnymi. W dniach wolnych, gdy jej mąż był nieobecny, zdradzała go z jego starszym bratem. Występków swych wcale za grzech nie uważała i nawet nie starała się ich specjalnie ukrywać. Początkowo Hans Urlich podejrzewał tylko swą żonę o zdradę małżeńską i czekał na chwilę, gdy będzie mógł się o tym upewnić.
Występnej małżonce przeszkadzał zdradzany i podejrzliwy mąż i dlatego po naradzie ze swym kochankiem postanowiła go zgładzić. Pewnego dnia, gdy obaj bracia powrócili zmęczeni z polowania i obaj zasnęli w swych komnatach, Siedmunda zabiła mieczem swego męża. Starszy brat rozgłosił dnia następnego służbie zamkowej i znajomym, że jego brat zmarł od ran zadanych mu podczas polowania przez rannego, rozjuszonego dzika. W kilka dni później, po pogrzebie zamordowanego, odbył się ślub i uroczystość weselna Siedmundy i Hansa Christopha. Podczas tej uczty Siedmunda nie przejawiała żałoby i smutku, a nawet okazywała zadowolenie spowodowane nowym zamążpójściem.
Starszy Schafgotsch dopiero po ślubie pojął, że jego uczucia dla byłek kochanki,a obecnej żony, nie były szczere i że nie miłość, ale chciwość i zazdrość pociągały go ku Siedmundzie. Zrozumiał, że nie dla niej, lecz dla jej srebra, związał się z nią ślubem kościelnym. Gdy po dwóch latach zakochał się naprawdę w córce kasztelana z zamku Gryf, Katarzynie Izabelli i zapragnął z nią się połączyć, postanowił pozbyć się Siedmundy. Zabił ją któregoś ranka w swej komnacie sypialnej mieczem, którym ona zgładziła swego męża, a jego brata. Powiadomił później wszystkich znajomych, a nawet przysiągł przed sądem, że Siedmunda była czarownicą, bo gdy rankiem wszedł do jej komnaty sypialnej, Siedmundy tam nie zastał. Przysiągł, że na łożu siedziała olbrzymia sowa, która w postać kobiety przemieniać się zaczęła. Zeznal rycerz, że zabił tę sowę i że rany na ciele żony są tymi samymi, jakie zadał temu nocnemu, złowróżbnemu ptaszysku.
Uwierzył sąd słowom rycerza Hansa Christopha Schafgotscha i od wszelkich podejrzeń go uwolnił, ale pochowana obok swego pierwszego męża Siedmunda nie zaznała spokoju po śmierci. Zaczęła pokazywać się w różnych częściach zamku w Starej Kamienicy ,a szczególnie często pod drzwiami komnaty, w której przechowywano jej srebro, otrzymane jako wiano od księżnej Agnes. Raz tylko w każdym stuleciu ukazywała się poza zamkiem, na górze Ciemniak,w pobliżu Sowich Skał w Górach Izerskich. Różni ludzie ją tam widywali, ale bali się do niej zbliżać.
Któregoś dnia odważył się jednak do niej podejść pewien młody parobek z Kopańca, który wieczorem wracał z Piechowic do domu. Piękna Siedmunda, trzymając w rękach miecz, którym zabiła swego męża, miłym głosem i z uśmiechem na ustach prosiła go, by ulitował się nad nią i uwolnił ją od ciążącego na niej czaru. Prosiła, by zechciał przybyć o północy pod Sowie Skały, gdzie zobaczy ją pod postacią olbrzymiej sowy z mieczem w szponach. Kazała mu tę sowę zabić i odebrać jej miecz, wtedy bowiem dopiero miała jej dusza odzyskać spokój.
brama pod zamkiem, gdzie stał folwark |
Młody parobek, zapatrzony w jej śliczną, zgrabna postać, obiecał solennie spełnić jej prośbę.Nie wypełnił jednak swej obietnicy, bo gdy o północy zjawił się w tym samym miejscu i zobaczył sowę tak ogromna jak najwyższe drzewa w lasach, obleciał go strach i bał się podejść do tego ptaka. Kiedy później usłyszał głośny jej krzyk, uciekł spocony do domu.
Długo zła Siedmunda musiała czekać na swe uwolnienie od czarów, bo dopiero w czasie gdy francuskie pułki cesarza Napoleona wkroczyły na Dolny Śląsk, znalazł się pewien sierżant, który był tak odważny, że spotkawszy olbrzymią sowę w pobliżu góry Ciemniak, zabił ją jednym strzałem ze swego karabinu i wyjął miecz z jej szponów.
Opowiadają ludzie, że sierżant ten mówił potem, iż zwłoki sowy rozsypały się w popiół,a wiatr gwałtowny, który w tym momencie się zerwał, poderwał ten popiół z ziemi i jako ciemną chmurę uniósł w kierunku zachodnim. Wiatr ten wyrwał także z rąk dzielnego, francuskiego wojaka miecz i rzucił go gdzieś w las w pobliżu rzeki Małej Kamiennej.
Do dziś też jeszcze opowiadają ludzie o srebrze ukrytym w ruinach zamku w Starej Kamienicy i mówią, że ten zostanie jego właścicielem, kto miecz znajdzie ze śladami krwi w lesie ukryty".
Legenda pochodzi z: "Legendy Karkonoszy i okolic" autorstwa Urszuli i Aleksandra Wiącków, (wyd.Wojewódzki Dom Kultury w Jeleniej Górze, 1984, s.53-55). Sowy chyba zawsze nie są tym, czym się wydają, a zamek w Starej Kamienicy oglądaliśmy 1. listopada.
Kiedyś też zrobiłam sobie podobną wycieczkę śladami Schaffgotschów.
OdpowiedzUsuńA tak pisał o rodzie Schaffgotschów Wincenty Pol w 1847 roku: "...rycerze tego klejnotu na Szląsku osiedli, od Polaków Niemcami a od Niemców Polakami zwani co właściwie oznacza stanowisko rodziny na pograniczu osiadłej".
W tym roku wydano bardzo ciekawą książkę autorstwa Arkadiusza Kuzi-Podruckiego pt. "Schaffgotschowie. Panowie na Chojniku i Cieplicach".
Pozdrawiam serdecznie
P.s.
Przejeżdżałam obok Waszej Ruderii i zazdroszczę.
Wszystkie Śląskie rody były powiązane z czechami i niemcami. Piastów Śląskich i ich herb niemcy mają w swoim herbarzu, polacy i czesi również :) Książęta byli panami swoich ziem i to oni decydowali komu hołduja. Królowie zabiegali o ich wzgledy lub wywierrali presję, często jednak byli słabsi od książąt lub ich opiekunów, Pierwsi piastował na śląsku mieli herb z czerwonym polem dopiero hołd czechom ustalił czarnego orła w złotym polu. Wielu obcych rycerzy bez dziedzictwa pojawiło się i osiadło na śląsku wraz z najazdem tatarów i bitwą pod legnicą. Ci co przeżyli otrzymali ziemię z nadania. Ta bitwa i śmierć Henryka Pbożnego, to zwrot w historii nie tylko Śląska ale i późniejszej Polski.
UsuńRycerstwo wydzierało sobie ziemię siłą podstępem lub związkami małżeńskimi. Schaffgotche nie byli jedyni a legenda bardzo prawdopodobna, również wyrok sądu :) choć pewnie mocno poparty srebrem.
Jakby Makbet i Hamlet razem wzięci. Na takich to ciekawych ziemiach pomieszkujemy.Pozdrawiam i niedlugo tam zajadę na parę dni.
OdpowiedzUsuńAleż mieli prosty sposób na rozwiązywanie problemów... powiedzmy - emocjonalnych ;) Historia fascynująca, jak całe dzieje tych okolic.
OdpowiedzUsuńKyju kochana, nie daliśmy rady choćby zajrzeć do Was, gości mieliśmy w dużej ilości. Daj znać, kiedy znowu będziecie. Ściskam ;))
Piękne opowieści, jak Inkwizycja już rzekła, jakież praktyczne podejcie do życia. Trudno jest ten zamek zauważyć w Starej Kamienicy, chyba wiele z niego nie zostało...
OdpowiedzUsuńTeż w lecie w Starej Kamienicy byłam, ruiny widziałam.
OdpowiedzUsuńDziękuję - to była bardzo ciekawa opowieść! :)
OdpowiedzUsuńCiekawsze niż kilka seriali razem wziętych.
OdpowiedzUsuń