Lubię go, to jest jeden z moich ulubionych miesięcy. W październiku widać ostatnie podrygi witalności w przyrodzie. Jest kolorowo, spadają kasztany i czerwone liście. W październiku następuje ostatnie koszenie trawy w Ruderii. Jest to ostatni kolorowy okres tuż przed czasem smutku w przyrodzie i szarością. Podczas trwającego jeszcze weekendu w końcu udało mi się zwiedzić Naftalinę. I zakochałam się tam w kilku starociach, w tym w starym chlebaku. To było nasze malutkie, odległe marzenie - mieć kiedyś w Ruderii stary chlebak. Niestety rodzin na wsiach dolnośląskich nie mamy (tzn. mamy, ale takich dość nowych osiedleńców) i żadne z nas nie odziedziczyło po nikim chlebaka (ani po Niemcach, ani z innych części Polski). Jasne, można kupić na giełdzie staroci, która co miesiąc odbywa się we Wrocławiu. Zazwyczaj tam nie chadzamy, odnoszę wrażenie, że i ceny są tam dość mocno zawyżone. Przyznam się, że i zakupów na portalach aukcyjnych nie czynię (chyba, że książki) - zaufanie mam minimalne, poza tym lubię obejrzeć czy dotknąć to, co zamierzam kupić. Chyba najgorszy typ klienta, hihi. Ale do rzeczy: jeden z naftalinowych chlebaków jest nasz:
W Ruderii byłam tylko parę godzin - wybrałam wór marchewki i uratowałam resztki przemarzniętych cukinii. Papryka nie zniosła przymrozków, za to poziomki i mięta twardo kwitną. Z cebulek nici, z pietruszki też. Pigwowiec japoński z roku na rok ma więcej owoców, żurawina o dziwo też. Irga też pięknie owocuje:
Winobluszcz w tym roku sięgnął dachu. Pamiętam jak jeden z sąsiadów, parę lat temu na Festiwalu Izerskim odbywającym się na przecznickiej łące, zachęcał nas do posadzenia tej roślinki przy domu. Sam ma chyba cały dom już porośnięty winobluszczem.
winobluszcz rozrasta się w wielu kierunkach - oprócz porastania ścian budynków, pełza po gruncie i tworzy sam z siebie zielone ściany, ta już przerzedzona i czerwieniejąca. |
Na grzybach nie byliśmy, ale ponoć jest ich dość dużo w okolicznych lasach. Grzybiarzy też. I właściwie to już koniec wpisu - następny będzie o minerałach.