17 lipca, po odczekaniu na przerwę w opadach deszczu, wybraliśmy się na Izerskie Garby (Weisse Flins). Skład: ten sam, tj. Magda, 6-letni Franio (był bardzo wytrzymały i dzielny podczas wyprawy), ja i Jagoda (na mym garbie w używanym nosidełku Chicco, kupionym na targowisku w Mirsku za 15 zeta 2 lata temu). Od razu przyznam się do swojej głupoty i wyznam, że nie byłam do końca przygotowana do wyprawy - wyjątkowo nie zabrałam ze sobą do Ruderii butów przystosowanych do górskich wycieczek. Dysponowałam jedynie 5-letnimi butami - trzewikami. Muszę dodać, że i z moim kręgosłupem nie jest najlepiej (wada wrodzona) i stawy też mi powoli wysiadają. Powinnam zapewnić sobie tragarza do Jagody...Swoją drogą wpisałam się w dawną tradycję wnoszenia zamożniejszych turystów w lektyce na górę. Ad rem. Późnym popołudniem udaliśmy się autem na parking znajdujący się na Rozdrożu Izerskim, czyli jadąc Drogą Sudecką ze Świeradowa - Zdroju do Szklarskiej Poręby, należy zatrzymać się na parkingu przy dużej zdezelowanej (niemal same zniszczone budynki w Izerach!) budowli (Ludwigsbaude, która przez jakiś czas administracyjnie należała do...Przecznicy). I ruszyć zielonym szlakiem na Flinsa. Od razu dodam, że zdjęcia robiłam zepsutym canonen, i w tym momencie (na poziomie Rozdroża) będę się posiłkować zdjęciami Uczestnika (jest lepszy w te klocki - lata praktyk! i aparat też ma lepszy) z tej okolicy zrobionymi parę dni później (gdy wybraliśmy się na kryształowe jagody).
|
z powyższych oznaczeń kierujemy się pierwszym - trasa na Zwalisko |
Początkowo szlak jest przyjemny, mija się stare wyrobisko z kwarcem (i jak się potem okazało, przy jagodach, z kryształami górskimi), ale zanim - szybko rzut okiem na górę przed nami:
|
te trzy zbliżenia na Flinsa zrobił Uczestnik |
|
a to bryła kwarcu przy wyrobisku |
No dobrze. Ktoś zapyta: a co to za góra, ten Biały Flins/Izerskie Garby?
tu zwięzła odpowiedź. Już wiadomo skąd taki wygląd szczytu... Szlak skręca nagle w górę i idzie się ostro...w górę ( na mapie wyraźnie widać jak przecina poziomice), następnie łagodnieje, aż do Rozdroża pod Zwaliskiem. Nie powiem - pod górę z Jagodowym ciężarem na plecach było mi ciężko, potem zaczął padać deszcz...Na Rozdrożu pod Zwaliskiem chwilę odpoczęliśmy (Franczesko cały czasy był dzielny, skakał po kałużach jak kozica). Kierowaliśmy sie na Zwalisko, usiane malowniczymi skałkami, zbiorczo zwanymi Wieczornym Zamkiem:
I nagle Flins już przed nami! Niepostrzeżenie z typowego izerskiego szlaku (wydeptana ściecha wśród jagodzin) znaleźliśmy się na innej planecie, o, takiej:
|
takie tam jest podłoże, dla zobrazowania skali fragment mojego buta:) |
|
tu serce góry, rozryte... |
Szczyt zrobił na mnie duże wrażenie, właściwie cały czas zastanawiam się czym bardziej: czy swoim kwarcowym potencjałem, tą niesamowitą ilością minerału, jaki kryła i kryje w sobie, czy też tak bardzo przeobrażonym przez człowieka księżycowym krajobrazem...Ale z drugiej strony, gdyby nie ta działalność, tej ilości kwarcu nie byłoby widać...Ciekawi mnie też jak ta góra wyglądała np. 100 lat temu...lub i 500 lat temu, albo 1000 lat wstecz...Pamiętajmy też o przekazie, jakoby w grocie na jej północnym stoku ukryty był posąg Flinsa...Same pytania...
No dobrze, przybyliśmy, paszcze rozdziawiliśmy (no, dobra tylko ja, Magda była tu już kilka razy), pora przyjrzeć się szczegółom:
|
o proszę! ktoś zgubił kamasza! |
Poznajecie te góry?
W końcu mogłam zdjąć Jagodowy wsad z pleców i spoczęłam na bryle kwarcu:
|
widać, żem zbolała mać :) |
|
a tu Dżej Dżej suszy ząbki na Flinsie :) |
Jakoś tak z Magdą byłyśmy przekonane, że powrót to trasa na szagę w dół. Znaczy, że jest tam jakaś ścieżka. Po konsultacji ze stróżującym na górze panem, zwątpiłyśmy w możliwość zejścia tą trasą w dół z dziećmi. Pozostał powrót tą samą drogą (ja miałam już wizje, jak spadam z Jagodą na tym najgorszym odcinku), daliśmy radę. Jagoda w okolicach Zwaliska zasnęła była, ale na szczęście ocknęła się przy tym trudnym odcinku i współpracowała ze mną (obawiałam się, że gałęzie mogłyby ją zranić w głowę). Zejście zajęło nam godzinę, potem kursik do Dino w Mirsku po zapasy na kolację i izotoniki i ok. 22:30 byliśmy w Ruderii, palenie w piecu, wyżerka, dzieci zasnęły, a my rozmawiałyśmy...Ja podziwiałam swoją spuchniętą kostkę i nie dziwiłam się, że nie mogę się podnieść...Następnym razem (czyli wnet) zabieram ze sobą do Ruderii górskie buciory!
p.s. I wiecie co? Flins to nic innego jak kwarc:)!