niedziela, 6 lutego 2011

A lato było burzliwe tego roku, czyli niespodziewana wymiana dachu

Tak, lato 2009 było piękne, a zwłaszcza upalny i burzowy lipiec.Odwodnienie domu zakończyło się jakoś ok. 20 lipca, 21 lipca dowiedzieliśmy się,że rodzina nam się powiększy, a 23 lipca przed Dolny Śląsk od zachodu przewaliła się dość gwałtowna burza.Mąż obserwował ją z okien naszego mieszkania. Późnym wieczorem dowiedzieliśmy się, że nawałnica złamała kasztanowca, który spadł na dach naszego domu...Mąż wsiadł w auto i od razu pojechał do Przecznicy.Tam na miejscu zastał straż pożarną oraz ludzi ze wsi chętnych do pomocy, no i gapiów, jak to zwykle przy takich wydarzeniach bywa. Dach był w fatalnym stanie, drzewo upadło tak, że zniszczyło doszczętnie jedno z okien na dachu, poleciało też parę dachówek ze stodoły.Znajomi ze wsi pożyczyli nam plandekę do zakrycia dziury. Prawdę mówiąc, chyba przeżyliśmy wtedy moment pewnego zwątpienia, bo dach dziurawy, trzeba go szybko naprawić albo najlepiej zrobić nowy,żeby dom nie niszczał, a tu odwodnienie nas zrujnowało finansowo...No i świeża nowina o potomstwie...Eh, jakoś po ochłonięciu, pomyśleliśmy,że chyba tak miało być i że zapewne jakoś się wszystko ułoży.Ale za bardzo nie wiedzieliśmy, jak i kiedy...Na drugi dzień bodajże, nasze domostwo odwiedził burmistrz miasta i gminy Mirsk (pewnie robił objazd, szacując zniszczenia po nawałnicy),zdjęcie naszego domu załapało się nawet do wstępniaka w miesięczniku wydawanym przez samorząd gminny.
Pół żartem, pół serio uznaliśmy,że duch staruszki - poprzedniej właścicielki czegoś chyba od nas chce:) W Rębiszowie na cmentarzu odszukaliśmy jej grób i zapaliliśmy znicz - ot, tak na wszelki wypadek ;)
 Zapomniałam dodać we wcześniejszym wpisie, że fachowcy, po zrobieniu odwodnienia, zrobili nam podłogę w kuchni, tzn. izolację i wylewkę.
Tak wyglądał nasz dom po ataku kasztanowca:


2 komentarze: