niedziela, 23 grudnia 2012

Świąteczne życzenia

Święta za pasem, zima astronomiczna już jest, dni będą stawać się coraz dłuższe...Z okazji Świąt zimowych wszystkim jawnym i niejawnym, regularnym i przypadkowym, czytelnikom i oglądaczom życzę spokoju, radości oraz smakowitości :)
Ach, ach, jak nie napiszę, to pęknę! Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że sylwestrowe szaleństwo przeżyjemy w miłym gronie w ...Przecznicy :) U sąsiadów. Prawie w naszej Ruderii (wystarczy przebiec przez ulicę ;) ) !
O dawnych obyczajach związanym z Bożym Narodzeniem w Górach Izerskich można przeczytać  tu - zachęcam do poczytania, bo warto!
Aby podtrzymać zimowy, spokojny czas - jedna z pocztówek (już objawiona kiedyś na blogu) - zimowa idylla gdzieś w Izerach...

piątek, 14 grudnia 2012

Grudniowy dom i co słychać, a raczej nie słychać

Skandalicznie opuściłam się się w czytaniu nowych postów u znajomych bloggerów. Nastał weekend i mam nadzieję nadrobić te zaległości. A póki co - chciałabym bardzo podziękować Natalii z Wonnego Wzgórza za wyróżnienie oraz Megi. Dziewczyny już dość dawno obdarowały mnie (nas:)) wyróżnieniami, ale dotychczas nie miałam okazji, aby zasiąść na dłużej przed komputerem i należycie podziękować :) Zatem niniejszym: dziękuję !! Poniżej odpowiem na podstępne pytania od Megi ;)

1. Co byś zrobił/ła gdybyś wygrał 20 mln zł w totka?
hmm,  z połowę bym przeznaczyła już natychmiast na nas (od spłaty zobowiązań po inwestycję we własną działalność na przykład) i na Ruderię, drugą część ulokowałabym bezpiecznie, jakąś część z tej połowy zapewne wydałabym, aby komuś poprawić los (nie myślę tu o pomocy rodzinie, bo to chyba oczywista oczywistość). Jeśli do mnie Los by się uśmiechnął, to dlaczego i nie do kogoś innego ?
2. Czemu piszesz blog? (to chyba ważne pytanie ;) )
"albowiem pieśń bulgoce mi w dutkach" :)- jak napisała bodajże Joanna Chmielewska. Czasami nie bulgoce, stąd zastoje w regularnym pisaniu...
3. Jak widzisz zielone poduszki mchów w lesie co myślisz?
mam trudną do opanowania chęć wytarzania się w nich, o. 
4. Ulubiona kawa- czarna, a może z pianką ;)? 
Czarna, bez niczego. Czasami mam chęć na z pianką, ale z kogla-mogla (kawa po żydowsku jest boska!)
5. Porywają Ciebie Marsjanie i proszą, byś wymienił/a im 5 rzeczy charakteryzujących rodzaj ludzki- co im mówisz?
hmm, prawdę, czyli:  współczucie, okrucieństwo, bezmyślność, umiejętność przetrwania, miłość do potomstwa  i nie tylko aż do grobowej deski (tak wiem, że te cechy się momentami wykluczają, ale chyba tacy jesteśmy - różnorodni).
6. Osoba, z którą marzyłabyś/łbyś się spotkać i porozmawiać?
Hermann Hesse, Henry Miller, neandertalczyk, człowiek z epoki brązu na przykład, albo z neolitu.  
7. Kraj, do jakiego chciałbyś pojechać?
do jakiegokolwiek, nawet do sąsiadów, byleby na co najmniej miesiąc (żeby rzeczywiście móc poznać ludzi i kraj), ale ostatnio, z racji ataku chłodu, raczej tam, gdzie jest cieplej niż u nas:)
8. Masz do wyboru 3 obrazy, mroczny jesienny pejzaż z początku XX w., pastele przedstawiającą bukiet róż, czy kolorową abstrakcję, który wybierzesz?
mroczny pejzaż !
9.  Potrawy słodkie czy słone, preferujesz? 
z tych dwojga słone.
10. Kolor, który ciebie prześladuje, którego nie lubisz, źle Ci się kojarzy to... sama nie wiem, chyba taki jasnobrązowy...kojarzy mi się z "minami" na chodnikach i w parku...

A poniżej zamieszczam zdjęcie Ruderii w grudniowej odsłonie - autorką fotki jest nasza sąsiadka.


Dodatek 16.12.12:
Zapomniałam o 11. pytaniu:) Oto one:
11. Na hasło "tajemniczy ogród"- co sobie myślisz?
Sięgam do mojego  najstarszego wspomnienia ogrodu. Byłam małą dziewczynką, o taką:


Mieszkałam z rodzicami na podlubańskiej wsi. Mieliśmy wielki, poniemiecki ogród, miał 5 arów, może trochę więcej, a może trochę mniej. Kiedyś wydawał mi się ogromny. Usytuowany był w rogu wielkiej działki (to była przed - i poniemiecka szkoła), z dwóch stron ogrodzony był siatką, z dwóch płotem roboty ojca. Pośrodku znajdował się pas różnych odmian agrestu i czarnych porzeczek oraz jabłoni - zimówki. Jedna połowa, na prawo od furtki obrabiana była następująco przez moją mamę: kilka rabatek kwiatowych, były róże, lilie, goździki, stokrotki, mieczyki i masę innych, których nazw nie znam. Za kwiatami znajdowała się zazwyczaj gruba rabata z truskawkami, potem szły warzywa - ogórki, marchew, pietruszka (po kilka grządek), potem mini poletko z ziemniakami (pamiętam zbieranie stonki w upale). I tu już była siatka.Czasami śni mi się,że jestem w tym ogrodzie, widzę pełno czerwonych truskawek na krzaczkach, pochylam się, zrywam je, chcę je zjeść ,a one okazują się być wypełnione błotem...Ciekawe jak można taki powtarzający się sen zinterpretować;)? Na lewo od furtki przy płocie rosły 2 dorodne jaśminy, pomiędzy nimi stała stara poniemiecka szkolna ławka. Za jaśminem znowu grządki warzywne (buraki, por, seler, pomidory, cebula czosnek). Oczywiście rabaty warzywne zmieniały swoją kolejność co roku, tylko ta kwiatowa część była niezmienna. Na lewo od furtki za warzywami już przy ogrodzeniu znajdował się pas gęsto posadzonych czarnych porzeczek, idąc w górę, rosły 2 śliwy, było trochę gęstej, niekoszonej trawy, potem przedwojenna grusza, owocująca raz na ruski rok i moja ukochana papierówka. Uwielbiałam się na nią wspinać w lipcu i obżerać się jabłkami. Pod gruszą, jako 7- latka, urządziłam sobie niby domek: półka to drzwiczki od przedwojennego pieca CO, jakieś buteleczki po bobofrutach, itp. Latem uwielbiałam żerować na agreście, najbardziej smakował mi ten włochaty :) Czasem rzucałam się też na czerwony. Na ławce lubiłam się bawić i wąchać jaśmin, uwielbiałam siedzieć w wysokiej trawie i tam bawiłam się różnymi "chwastami": wyrywałam liście tak, aby na końcu były włókienka, które były włosami moich wyimaginowanych księżniczek czy nimf (nadawałam im imiona z greckiej mitologii). W ten sposób potrafiłam spędzić  parę godzin. Pomagałam w plewieniu, zrywaniu owoców do konfitur i gdy byłam nastolatką pomagałam mamie skopywać ogród. Często urzędowałam w ogrodzie z moją kotką. Czasami przy plewieniu znajdowałyśmy przedwojenne miniaturowe laleczki: 




 Tak, takie jest moje ogrodowe wspomnienie. W ogrodzie latem wypasał się całymi dniami żółw stepowy mojej siostry. Zawsze wieczorem mama go zabierała do domu do klatki. Pewnego razu go nie znalazła...Miesiąc później jakiś chłopiec znalazł go na polu kilometr od naszego ogrodu :) Żył i całkiem dobrze się miał. Ogród był dla mnie początkowo bardzo tajemniczy z czasem stracił dla mnie  dużo na tajemniczości. Ale ostatnio, w pobliżu ogrodu został odkryty niewybuch z czasów wojny...Kto wie, co jeszcze kryje w sobie?


 

sobota, 1 grudnia 2012

Z zupełnie innej beczki: widoczki

Dzisiaj, dla odmiany, będą widoczki, jakie czasami mamy z balkonu w mieście. Oprócz spektakularnych całorocznych zachodów słońca, czasami widać różne góry. Poniżej dwa przykłady z dzisiejszego zachodu słońca:

zachodzące słońce i Chełmiec

na prawo od Chełmca dzisiaj widać było Śnieżkę (na prawo od tego wyrośniętego drzewa)

sobota, 24 listopada 2012

Ktoś zjadł nasze ludziki ! na tropie zbrodni i wyróżnienie

Tak się stało, że Uczestnik niespodziewanie zwizytował ruderyjne włości. I cóż się ukazało oczom Uczestnika? ano, smętne resztki kasztanowych ludzików i reszty menażerii:

Śladu nie ma nawet po kasztanowej Venus z Willendorfu...A tak ludziki wyglądały jeszcze jakiś czas temu:

Któż, ach któż, mógł je zeżreć? mamy pewne podejrzenia, spotęgowane odkryciem, że ktoś spał na naszym leżaku i pozostawił po sobie dość jednoznaczny ślad:


I wszystko jasne :)
Nie mogę sobie odmówić przyjemności (jej nigdy dość, hehe) zamieszczenia zdjęcia ruderyjnej klatki schodowej, nadżartej dość mocno zębem czasu. W dość odległych planach mamy wymianę stopni, oczyszczenie pozostałej konstrukcji z warstw farb i usunięcie tylnych desek ze schodów (tych od strony sieni). I jeszcze jakiś pomysł na sprytne zabezpieczenie przed Złotką (kolejny pseudonim Jagody).



Korzystając z okazji chciałam podziękować za wyróżnienie, jakie blog otrzymał od dziewczyn - hodowczyń konika polskiego.

 Publicznie dziękuję i pozdrawiam wszystkich czytaczy i oglądaczy, bardzo nam miło, że tu zaglądacie i nagrody czasami zostawiacie :)
 Odpowiadam - ja, jako nadworny kronikarz - na pytania dziewczyn:
1.Golenie czy depilacja?
 jest tego tak niewiele, że golenie :)
2.Co jest bardziej sexy: wąsy czy łysina?
łysina zdecydowanie :)!
3.Lamborghini R3-85T  czy Ford Mustang 5610?
znam fordy, więc ford
4.Wiosna czy jesień?
wiosna, wiosna, lubię budzące się życie
5.Na górze czy w dolinie?
na górze
6.Zosia czy Telimena?
do końca żadna z nich, ale z lekką przewagą Telimena
7.Fantastycznie czy realistycznie?
realistycznie, od fantazji są sny
8.Styl nowoczesny czy vintage?
vintage
9.Szklanka czy filiżanka?
filiżanka, szklanek nie lubię, kojarzą mi się z komuną, no chyba, że pokale :)
10.Pies duży czy mały?
jeśli już - duży, mam słabość do owczarków niemieckich
11.Religia czy ateizm?
 to  jest dla mnie trudne pytanie, bo nie potrafię jednoznacznie określić, idealnie byłoby odpowiedzieć - pomiędzy. Taka odpowiedź może być?

Niestety, jestem z tych osób, na których dalsze nominacje się zatrzymują. Lubię wiele blogów, a nie chciałabym też nikogo pominąć...No i wymyślenie pytań...;) Jeszcze raz dziękuję za wyróżnienie :)!



niedziela, 18 listopada 2012

Alfred Eckart

Jak wiecie, jesteśmy w kontakcie z rodziną, która kiedyś mieszkała w naszym domu. Właśnie otrzymaliśmy informację, że syn Oswalda - Alfred  zmarł 8 listopada. Była to ostatnia żyjąca osoba, która urodziła się w naszym domu. Urodził się w Querbach nr 54 14 czerwca 1927 roku.

piątek, 16 listopada 2012

...I kolejna mapa, tym razem turystyczna

Ostatnio zrobił się blok tematyczny poświęcony  ciekawym mapkom, które w różny sposób do nas trafiły. Tym razem - dzięki uprzejmości Maxa73  (raz jeszcze dzięki ! ) - przedstawiam scan  fragmentu mapy, pochodzącej z 1919-1920 roku, w skali 1:30 000. Na mapie zaznaczone są szlaki turystyczne w Górach Izerskich i  na Grzbiecie Jesztiedzkim (jeśli dobrze rozumiem nazwę Jeschkengebirge, swoją drogą rzut beretem, a człowiek nie zna... ). Już więcej ciekawych mapek okolic ruderyjnych nie mam, zatem to chyba na razie koniec tematu...



środa, 14 listopada 2012

Znane i nieznane - mapa z 1946 roku

Poniżej kolejna mapa okolic Przecznicy. Skala 1:100 000, pochodzi z 5 sierpnia 1946 roku. Tym razem dostarczył ją Uczestnik. Spójrzcie na nazwy miejscowości! Np. Przecznica to Jelenia Skała, Gierczyn to Gierbichy, Mirsk był przez chwilę  Spokojną Górą, Grudza  Grodźcem, Rębiszów był Rabinem. Większość pozostałych nazw miejscowości też nie jest ani współczesna, ani niemiecka. Miłej zabawy z porównywaniem :) !
 Na dole mapy w Górach Izerskich zaznaczona jest  miejscowość Skalno - jest  tam leśniczówka  oraz domy. To Gross Iser.

wtorek, 13 listopada 2012

Starej mapy czar

Niedawno otrzymałam od pewnego czytelnika bloga scan mapy, obejmującej Przecznicę i jej okolicę. Mapa jest z 1910 roku, w skali 1:75 000. Dzięki uprzejmości darczyńcy, upubliczniam ją - pro publico bono - jak ładnie to określił  darczyńca :) Tym samym chciałabym publicznie  jeszcze raz podziękować za scan:  Panie Marku, dziękujemy :) !
Poniżej mapka, ale zanim - jeszcze dwa słowa o niej. W lewym górnym rogu dodane jest zbliżenie na sam Querbach (w oryginale tak nie było), natomiast reszta  przedstawia m.in Przecznicę (Querbach), Gierczyn (Giehren), Mlądz (Mühldorf), Rębiszów (Rabishau) z widocznym układem zabudowy. Widać chyba każdy dom. W przypadku Przecznicy można bez trudu zauważyć, że obecnie budynków we wsi jest znacznie, znacznie mniej.



A jak się ma  mapa do naszego domu? 
Wydaje mi się, że dobrze zlokalizowałam  na niej nasz dom. Był  to 1910 rok, nie wiemy jak wtedy  dom wyglądał, natomiast wiemy jak wyglądał parę lat później, gdyż załapał się na pocztówkę - tu można zerknąć na wpis o tym.

środa, 7 listopada 2012

Podsumowanie i...wygrałam candy!

Dziady już za nami. To oznacza definitywnie okres zimy i śmierci, krótkich szarych  dni i długich nocy. Zatem najwyższa już pora na krótkie podsumowanie tego, co udało się zrobić w ruderyjnym obejściu w ciepłych porach tego roku. Powoli, etapami glina i plewy znikały z  wiekowego sufitu (zalegały bezpośrednio nad nim), z tyłu domu pod zadaszeniem (weranda to chyba na razie zbyt huczne słowo) Uczestnik ułożył podłogę z rozbiórkowych cegieł (nie ma to jak blogowe znajomości ;)). Pewnie i były jakieś drobniejsze prace, ale o tej porze nie pamiętam :). Niezbyt dużo, ale mając na uwadze okoliczności, jakie nami targają od jakiegoś czasu, nie jest najgorzej.Warzywniak zdał egzamin, pomimo pielęgnacji raz na parę tygodni: w zamrażalniku mamy marchewkę, pietruszkę, lubczyk, koperek.Zjedliśmy duże ilości cukinii i jedna jedyna dynia dokończyła żywota jako złowrogi lampion. Niecały miesiąc temu Uczestnik zebrał ostatnie już plony, proszę jaka kunsztowna kompozycja ;):

jeden, jedyny słonecznik uratowany przed zachłannym ptactwem

Teraz w długie chłodne wieczory będę wspominać letnie tygodnie spędzone w Przecznicy, a najbardziej chyba te niesamowite burze, które bardzo często kłębiły się w okolicy. To nasłuchiwanie grzmotów po błysku, szacowanie odległości...To już się nie powtórzy, tym bardziej, że to chyba moje ostatnie tak długie wakacje. A na wspomnienie - zbliżająca się lipcowa burza nad Izerami:



 No tak, ja wspominki urządzam, a  dzisiaj odebrałam na poczcie przesyłkę od OLQI (dobrze odmieniam?). Ślepy TRAF zadecydował, że stałam się właścicielką torby wielkiej urody, uszytej przez OLQĘ, spójrzcie jaka piękna!
jest starannie wykonana i bardzo pojemna, co dla mnie - dubeltowej mamy ma duże znaczenie!
 Wraz z torbą otrzymałam książkę (nie mogę doczekać się zalegnięcia w wyrku z nią!) oraz obrazek:

  Dziękuję ślepemu TRAFOWI :)!

I  pozostało nam snuć plany na kolejne sezony :)

sobota, 27 października 2012

Z serii Ciekawostki: Przecznica w Das Bild der Erde

 A było to tak: kilkanaście lat temu mama, będąc w ojczyźnie Wilhelma Tella, zapragnęła  kupić  mi atlas geograficzny. Akurat trafiła na Flohmarkt i tam za niecałe 2 franki kupiła mi atlas geograficzny z ...1930 roku. Atlas oczywiście nie przydał się na lekcje geografii, bardziej jako uzupełnienie lekcji historii. Ówczesne Niemcy są w nim podzielone na prowincje, jest mapa każdej, osobno tabelaryczne zebranie  najważniejszych informacji o każdej z nich. Prowincja Śląsk ma dodatkowo mniejszą mapkę - Karkonoszy. Wraz z nimi na mapę załapała się m.in. Przecznica oraz kilka innych okolicznych "blogowych" miejscowości (jak np. Neusorge, Ludwigsdorf czy Straupitz). Skala jest 1: 250 000, więc szału nie ma, ale zawsze to coś :)
Poniżej zamieszczam scan wspomnianej mapki Karkonoszy oraz stronę tytułową (jednym z autorów jest Dr. Ambrosius - mam nieodparte skojarzenie z "Nieustraszonymi pogromcami wampirów", zwłaszcza, gdy widzę śnieg za oknem...:)).
lewy, górny róg - tu należy szukać izerskich miejscowości,
a tu strona tytułowa
Chciałam zamieścić również zdjęcie tabeli z danymi o Śląsku, ale o tej porze zdjęcia wychodzą okrutnie...

czwartek, 25 października 2012

Skrawki plewom wydarte, epilog

Podczas ostatniego samotnego pobytu w Przecznicy Uczestnik wybrał do końca glinę zalegającą jako ocieplenie, na suficie głównej izby. I tym samym zakończył odkrycia plewowe :). Poniżej zamieszczam scany ostatnich już znalezisk:
list napisany przez Oswalda w 1917 r., niestety więcej nie jestem w stanie odczytać
Kolejne znalezisko to kartka okolicznościowa, w fatalnym stanie:

Uczestnik znalazł również fragment pocztówki, niestety nie umiemy zrekonstruować nazwy miejscowości...

A na koniec coś powojennego - pamiętacie takie bilety?


Wszystkie  fragmenty znalezionych w domu skrawków listów, zdjęć itp. zachowamy. Jakkolwiek na nie nie spojrzeć, stanowią część naszego domu i jego historii. Zbieramy pieczołowicie również fragmenty talerzy, itp., znajdywane w tzw. ogrodzie - knuję, że pewnego dnia wszystkie te drobiazgi zamontuję w małej wiszącej witrynce - taka mini ekspozycja stała. 

W sumie znaleźliśmy w plewach  dwa listy Oswalda, fragment nekrologu Pauline (żony Oswalda), następnie kilka zdjęć w lepszym lub gorszym stanie, na których znajdują się przedwojenni mieszkańcy domu, zdjęcie chłopca z tytką wypełnioną słodyczami, pocztówki w różnym stanie zachowania, fragmenty kartek z modlitewnika (?), itp. Pierwszy post z publikacją tych fragmentów napisałam 1 marca 2011 r. (o, tu) i nie sądziłam, że w plewach jest ich więcej! Dobrze, że się myliłam, gdyż  m.in. dzięki publikacji pierwszego listu dowiedzieliśmy się jak nazywał się ostatni przedwojenny właściciel domu, potem jego wnuk nawiązał z nami kontakt (trafiając na bloga po wpisie imienia, nazwiska dziadka i niemieckiej nazwie Przecznicy) i dzięki temu poszerzyliśmy swoją wiedzę o szczegóły dotyczące naszego domu. A jest nasz od czterech lat.

środa, 24 października 2012

Zmiany, zmiany w ruderyjnej okolicy

Cofnijmy się w czasie. Jest 1939 rok, może być i 1938. Przecznica jest wsią tętniącą życiem (jeszcze bardziej niż teraz), nie ma na drodze aut (pewnie się zdarzają, ale nie tak często jak teraz), nie ma hałaśliwych motorynek, jest  więcej mieszkańców i zwierząt, mniej drzew i nieokiełznanych krzaczorów, nie ma tylu ruin domów...Działa szkoła...Nie ma puszek po piwie rzuconych byle gdzie, ani opakowań po chipsach...Niemal co drugi dom jest szachulcowy, bardzo często jeszcze z przysłupowym parterem. I jest...ponad 30 adresów noclegowych (licząc i gospody i prywatne kwatery *)! Tak, aż tyle, bo Przecznica była miejscowością letniskową. Ceniono widoki, spokój, bliskość gór i dobry luft :). O świetności Przecznicy jako letniego kurortu niech świadczy imponująca liczba pocztówek - można je obejrzeć  tu. A teraz szybko wracamy do teraźniejszości. W Przecznicy obecnie jest kilka agroturystyk, (widziałam też w sieci ogłoszenie o wynajęciu całego domu) i od teraz rozpoczyna działalność kolejna - naszych sąsiadów, przybyłych z daleka. Co ciekawe, przed wojną w domu sąsiadów również były pokoje do wynajęcia. Zachowała się nawet tabliczka informująca, że "Zimmer frei". Dom sąsiadów z zewnątrz niewiele się zmienił od 1939 roku, wcześniej przeszedł gruntowny remont - widziałam zdjęcie, na którym w latach międzywojennych była to nieduża przysłupowa chata. Działała też kuźnia (właśnie czyścimy dwie podkowy z niej pochodzące). Zresztą, zobaczcie sami, jak teraz wygląda ten dom - tu.

ps. notka nie jest  sponsorowana, chociaż można na upartego uznać, że zawiera lokowanie sąsiedzkiego "produktu" :)



* skorzystałam z informacji zawartych w "Chronik über der Höhenluftkurort Querbach"

czwartek, 18 października 2012

Z wizytą w Gross Iser

Niedawno Uczestnik  usunął pozostałą część pradawnego ocieplenia sufitu głównej izby w Ruderii. Tym samym misja pt. "mozolne odkrywanie strzępków listów i zdjęć dawnych mieszkańców" została zakończona (wnet ostatnia odsłona tychże). W tzw. międzyczasie Uczestnik powędrował w świat daleki. Czyli w góry, bo jak mądrość ludowa głosi: ciągnie wilka do lasu (notabene - te objawiają się w Karkonoszach coraz liczniej!), a Uczestnika w góry. Uczestnik skierował swe kroki do nieistniejącej już wsi Gross Iser, via Stóg Izerski (bo jest  też opcja wprost z Przecznicy na Rozdroże Izerskie i stamtąd odpowiednim szlakiem).
Odnoszę wrażenie, że przez lata niewiele o Gross Iser publikowano. Ponoć tę górską osadę założył w XVIII w. niejaki Tomasz, religijny uciekinier z Czech. Do końca ostatniej wojny wieś ponoć liczyła 43 domy, m.in.  dwa schroniska, dwie gospody, kawiarnię, leśniczówkę, szkołę (tzw. nową szkołę, wybudowaną w 1938 r., w której obecnie mieści się schronisko Chatka Górzystów), domek myśliwski. Po wojnie wieś nie została zasiedlona nowymi mieszkańcami,  w okresie od 1954 do 1958 r. większość budynków przestała istnieć...* Z dawnej wsi pozostał tylko jeden budynek.

Poniżej wędrówka w obiektywie Uczestnika, tu -  jak widać -  w drodze:

 A tu już na miejscu:




* pisząc skorzystałam z  informacji zawartych w książce Janusza Skowrońskiego, Tajemnice Gór Izerskich, Agencja Wydawnicza CB 2010,

niedziela, 14 października 2012

Z serii Ciekawostki: Flinsberg, Steinau, Weisse Flins, cz.II

Dzisiaj druga, ostatnia część ciekawostek, przetłumaczonych przeze mnie (przepraszam za istniejące z pewnością błędy i wypaczenia), a pochodzących z:
"Budorgis oder etwas über das alte Schlesien vor Einführung der Christlichen Religion besonders zu den Zeiten der Römer nach gefundenen Alterthümern und den Angaben der Alten" von Friedrich Kruse, Doctor der Philosophie und Lehrer an der Maria - Magdalenenschule in Breslau. Leipzig 1819, s.114-115.
Ciekawostki dotyczą miejscowości Kamień, Wyrwaka oraz Izerskich Garbów .

„...Tutaj też należy wieś Kamień (Steinau bei Wiel.), około mili na północ, lekko na wschód od zwanej Todtenstein, wysokiej, białej kwarcowej skały. Niegdyś miał tu być czczony Tod, Toth lub Flins. Nie doświadczyłem tego przy starożytnych naczyniach wydobytych podczas wykopalisk w jego pobliżu [tj. w pobliżu Todtenstein – przyp. moje]*. Do tego miejsca przynależy jeszcze Wiesse Flins, góra na końcu doliny Kwisy, gdzie również był czczony Flins. Według słów mieszkańców, wśród kwarcowych skał znajdował się jego zamek wypełniony skarbami. Jednakże tylko raz dane było jednemu z mieszkańców Flinsberga odkryć kamienną furtę , po której nie ma już śladu.
O kulcie Flinsa, od którego pochodzi nazwa, i jego wytępieniu przez papieskiego ojcobójcę Henryka V 1106 oraz Lothara II ** vergl. [porównaj?-przyp.moje] w Łużyckich Osobliwościach Grossera II. Th. p. 4,5, szczególnie uwagi 5.8.9. Potrójny wizerunek, co do którego nie ma całkowitej pewności, można znaleźć ib. p.1. u Manliusa, annall. Budiss. i wykutego w kamieniu przedstawienia w Görlitz. Łużyckie Roczniki umiejscawiają Flinsa nad Kwisą na Górze Flinsa. Wg Grossera, p.5 został opisany kamień z jego wizerunkiem, który stał koło Budziszyna, w kierunku Oehna, nad Szprewą, a zatonął w rzece”

* prawdopodobnie chodzi o materiały zabytkowe ze stanowiska z epoki brązu, zlokalizowanego w pobliżu.
** w druku zaszła chyba pomyłka, autorowi chodziło zapewne o Lothara III

niedziela, 7 października 2012

Dawno nas nie było...

...stadnie w Przecznicy. Przyjechaliśmy w piątek, a tu...jesień i cudowny wiatr fenowy! Wczoraj też było wietrznie, a dzisiaj  padał deszczyk. I dobrze, bo poziom wody w górskich potokach jest bardzo niski. Krajobraz nad Ruderią  nieco  się zmienił - dawne duże gospodarstwo nad nami, które przez ostatnie lata straszyło resztkami ścian, bardzo mocno ożyło. Wstało z martwych i niedługo będzie też tętnić życiem (goście, goście...). 
A cóż w Ruderii?
Muchy zdechły z tęsknoty:


Winobluszcz, posadzony w miejscu pradawnego wychodka i wściekle rosnący, nabrał pięknych jesiennych barw:

Cóż jeszcze? proszę, mały zielony mikroświat (podoba mi się bardzo, może dlatego, że nie mam szans na podobną spontaniczną hodowlę na balkonie):


Wybrałam resztę warzyw z miniogródka (marchewka, pietruszka), dostałam od sąsiadki piękną dynię na lampion urodzinowy (tak, 31 październik to również MOJE  święto). Przypomniał mi się jesienny wierszyk z podstawówki (piszę tak jak zapamiętałam, naszym alfabetem i z góry przepraszam za błędy) - nauka języka rosyjskiego jednak pozostawiła jakiś ślad w mojej głowie ;):
"Idjot dożd, 
dujet silnij wieter, 
uletaju pticy, 
osień! osień! "
 W sobotni wieczór zajęliśmy się stadnie (dzieci, ja, moja mama i sąsiad) w Rębiszowie produkcją ludzików z kasztanów. Kasztany - oczywiście pochodzą z Przecznicy :). 
Oto nasze wytwory (ja zajmowałam się podrzucaniem idei, jak np. wykonaniem figurki paleolitycznej Wenus - to ten "muskularny" ludzik po prawej stronie ;)):


 Ruderia zyskała też starą lampę kuchenną:



A na zakończenie - niech ktoś powie, że w Przecznicy nic się dzieje! Spójrzcie na przecznickie niebo!



Z ruderyjnym pozdrowieniem!

kyja jak Krystyna & Uczestnik & dziecka dwa :)

piątek, 21 września 2012

Z serii Ciekawostki: Przecznica - publikowane archiwalia archeologiczne

Nie jest ich dużo, ale zawsze coś. Są to wzmianki (zamieszczone w przedwojennym archeologicznym periodyku), o znalezieniu fragmentów średniowiecznej ceramiki w Przecznicy (Querbach).


1.

oraz:
2.
gdzie:
1. Altschlesische Blaetter, 1932, zgłoszenia od 01.01. do 29.02.1932, s. 36
2. Altschlesische Blaetter, 1937, s. 198
(DM= Deutsches Mittelalter: ab 13. Jahrhd., czyli ceramika późnośredniowieczna od XIII. w.)

poniedziałek, 17 września 2012

Co znajdujemy po poprzednikach, czyli zastane domowe archiwum

Wraz z kupnem starego domu, kupujemy wszystko to, co kryje w sobie. Dobro i Zło. Zrobiony dach i wilgoć na przykład lub dobry stan budynku i pomieszczeń, ale za to stado śmieci do usunięcia. Może się okazać, że wraz z domem dostaliśmy  staruszka (żywego!) z dożywotnią służebnością (jeśli nie przestudiujemy uważnie wpisów w księdze wieczystej :)). Tak czy siak, otrzymać możemy rzeczy wartościowe (sławetne worki ze spieniężonym dobytkiem zmarłego już dawnego właściciela ukryte w szafie pod prastarą bielizną) i zupełnie bez wartości (jak np. kilkudziesięcioletnie składowisko butelek po alkoholu czy słoiki ze zbutwiałymi przetworami sprzed paru dekad). Prawdę mówiąc, nigdy nie wierzyłam w te village legends o  mitycznych skarbach (jeśli mogę tak to sparafrazować), ale owszem, znam kogoś, kto przez przypadek jakiś tam cenny drobiazg znalazł we własnym domu po pradawnych właścicielach. Gwoli ścisłości: to nie my :). Z drugiej strony, na przykład  prastare słoikowe przetwory mogą dla kogoś stanowić jakąś wartość - np. dla szalonego chemika lub bardziej szalonego amatora takich wiekowych smakołyków (wiadomo, z czasem może dojść do procesu fermentacji kompotu z jabłek...). Może się zdarzyć, że odkryjemy stosik  papierologii w postaci rachunków za prąd w domu sprzed 40 laty, zdjęć z pogrzebu czy zupełnie prywatnych listów, itp. Tak, taki stosik był na naszym strychu. Nie, to nie te strzępy wydobywane mozolnie ze starego ocieplenia, stosik ten dotyczy  powojennych już właścicieli Ruderii. A było to tak: podobno po wojnie  mieszkał tu przez krótki czas jakiś mężczyzna, potem w domu zamieszkała kobieta J. (pozostańmy przy skrótach), która wyszła za mąż za B. I właśnie ich dotyczą te papiery. Wiemy, że dzieci nie posiadali. Wiemy, kiedy zmarli (znaleźliśmy groby na cmentarzu) i mniej więcej na co, a ze stosiku (włożonego do walizeczki) możemy dowiedzieć się nieco więcej o ich życiu. I o takim domowym archiwum dzisiaj będzie. Jest tego dość dużo, nie będę publikować wszystkich rachunków za prąd - a jest ich sporo, pogrupowanych rocznikowo, w kopertach (życzę każdemu takiego porządku w domowych papierach!), nie opublikuję zdjęcia z pogrzebu, ani prywatnej korespondencji (krewni B. żyją), ani notatki służbowej, sporządzonej przez sołtysa, a dotyczącej szkody, jakiej dopuściły się wobec plonów B. i J. zwierzęta jednego z sąsiadów. Nie ukrywam, że lektura jej jest przewyborna :). 
Z jednej strony w tych papierach jest zatrzymany, we fragmentach, żywot ludzi mieszkających w Ruderii,  a z drugiej to  kawałek historii. I jeśli o niej mowa, zacznę od znalezionej okładki "dzieła" (zawartość pewnie poszła z dymem...:)):


Kolejna rzecz, to informacja z apteki:

A tu zdjęcie dziecka (pewnie z rodziny), zrobione na drodze niedaleko domu, lata 70/80-te?

 To jest dokument dot. poszukiwań geologicznych  na terenie pola uprawnego należącego do B. Ciekawe czego poszukiwali tu geolodzy?

Na koniec dzisiejszego wpisu zamieszczam pismo dotyczące, jak podejrzewam, osoby z rodziny J.i B., mieszkającej w innej miejscowości, przypominające czasy  wojny...


I czasem zastanawia mnie jedno:  co pozostanie po nas ?

czwartek, 13 września 2012

Z serii Ciekawostki: Źródło Św. Wolfganga (Wolframbrunnen, Wolfgangbrunnen)




" Wolframbrunnen, Wolframowe Źródło. Źródło pomiędzy Kowalówką i Tłoczyną przy leśnej drodze z Ciemnego Wądołu do Wysokiej Drogi. Położone jest na wys. ok. 750 m."

Tak lakoniczne informacje  znajdują  się w  pierwszym tomie SGTS*
Z kolei w Encyklopedii Sudeckiej (tu link) znajduje się nieco więcej informacji,w tym ta (powtarzająca się w artykułach na  innych serwisach), jakoby źródło to związane było również z kultem Flinsa. Niestety, nie znalazłam bibliografii na ten temat ("Budorgis oder..." również o tym milczy). Natomiast rzeczą pewną jest to, że w bezpośredniej okolicy źródełka ludzie bywali i zostawiali po sobie ślady - w 1937 r. odkryto tu fragmenty ceramiki (datowanej od XIII w. po czasy nowożytne)**


* SGTS, czyli Słownik Geografii Turystycznej Sudetów, t.1,  pod red. M.Staffy, Wydawnictwo PTTK "Kraj", 1989, s. 115,
**  pióra kolegi: K. Demidziuk, Kreis Löwenberg w świetle archiwaliów archeologicznych do 1945 r., Dolnośląskie Wiadomości Prahistoryczne, t. 5, 1999, s. 201 - 237,

p.s. a może to miejsce z takich, jak wejście do Czarnej Chaty w Twin Peaks :)? ciekawe czy woda ze źródełka była przebadana w laboratorium...

poniedziałek, 10 września 2012

Udane grzybobranie, czyli chrobotki na Tłoczynie

Poniżej zamieszczam zdjęcia chrobotków zrobione wczoraj przez Uczestnika:


Chrobotek koralkowy, rośnie na gołoborzu, na Tłoczynie
las chrobotkowy - Chrobotek kieliszkowaty

Chciałabym podziękować za wyróżnienia, jakie blog otrzymał od Kamy, TupaiFallara Bardzo Wam dziękuję! Nie będę nominować blogów - wszystkie, które obserwuję cenię. A siedem rzeczy o sobie? Opisałam już w zeszłym roku w sierpniu, a wiele innych, nieznanych faktów o sobie, stopniowo chyba odkrywam  (to chyba nieuniknione... :)). Jeszcze raz dziękuję!

wtorek, 28 sierpnia 2012

Wakacje mają się ku końcowi...

Pora na małe podsumowanie wakacyjnego pobytu w Przecznicy. Pierwsza sprawa, która bardzo cieszy, to fakt, że można, pomimo wielu niewygód pomieszkiwać z dziećmi (2 i 8 lat) w Ruderii. Właściwie osiągnęliśmy stan zbliżony do zastanego przez nas (brak łazienki, ubikacja działa, piec działa, dach nad głową jest), brakuje jedynie słoików z przetworami poprzedniej właścicielki, ale za to jest miniwarzywniak. Podsumowując, spędziłam z dziećmi (i momentami z Uczestnikiem i przyjaciółką) niemal 4 tygodnie (z przerwami) w naszej chałupinie. Wrażenia z pierwszych dwóch tygodni opisałam w ostatnich postach, teraz skupię się na dwóch kolejnych. Jak to jest mieszkać w starym domu?
Bardzo sympatycznie. Jest spokojnie, cicho (chociaż bliskość ulicy jest odczuwalna), czasami surwiwalowo. Rytm dnia wyznaczają stałe, powtarzalne, niezbędne czynności (jak palenie w piecu czy rytuały oczyszczenia  w dziecięcej wanience). Po jakimś czasie nadchodzi jednak chwila, gdy marzy się o porządnym prysznicu. Zatem postanowione: jednak łazienka jakaś musi zaistnieć :) Jest też...tanio. No bo, ile można wydać w wiejskim sklepiku? 
Co robiliśmy w Ruderii w sierpniu? (kolejność spontaniczna)
- byliśmy na zabawie z okazji Dnia Dziecka (trochę spóźniona, ale jest zawsze, co roku, jest loteria, konkursy), zorganizowanej w świetlicy;
- przeżyliśmy masę cudownych...burz o każdej porze doby;
-  poznaliśmy (razem i osobno) parę fajnych osób;
- nauczyliśmy się rozpoznawać barszcz Sosnowskiego od np. dzięgla leśnego:

tu akurat dzięgiel leśny - na niego wygląda, a barszcz Sosnowskiego rośnie po bokach niemal każdej drogi!
- odkryliśmy, że murek na tyłach domu zamieszkuje pewna żaba, a od frontu rezydują trzy ropuchy, w nocy odwiedza je jeż;
- dowiedzieliśmy się, które drzwi w naszym obejściu są najstarsze - dzięki MiM ! :);
- odkryliśmy również, że kot sąsiadów traktuje nas jak intruzów na swoim=naszym terytorium (gdy wydaje mu się, że nikogo nie ma w pobliżu idzie do domu, gdy natknie się na domownika, okazuje irytację i czmycha, po drodze znacząc rewir, a nocami przesiaduje na progu i straszy sąsiadkę zielonym błyskiem w oku:) );
- dzieci polubiły twórczość zespołu Enej (moja mama puszczała dzieciom płytę podczas kilku kursów do Lubania) i miały okazję posłuchać jej na żywo podczas koncertu "Lata z radiem" w Świeradowie - Zdroju w minioną sobotę;
- przeżyliśmy ósme urodziny naszego Michała;
- będąc na małej wycieczce wraz z dziećmi odkryłam, że na żółtym szlaku (który częściowo okala bezimienny pagór, u stóp którego stoi Ruderia) nie ma mostów na Mrożynce (są za to ślady po przedwojennym...):

m.in. w tym miejscu przytomnie wdziawszy na wycieczkę górskie wysokie buty (zdały egzamin!) przenosiłam  na drugi brzeg po kolei dzieci i wózek
 - przyglądaliśmy się śladom po wcześniejszym tynku, wyzierających spod szarego baranka:



- byliśmy (ja z dziećmi) na ognisku u sąsiadów, gdzie spróbowałam przygotowanej przez sąsiada pysznej musztardy (musztarda zrobiona z gorczycy własnoręcznie wyhodowanej przez sąsiada, o.);
- podziwialiśmy odnawiane wnętrza u sąsiadów, gdzie całkiem niedługo rozpocznie działalność agroturystyka (przed wojną były tam też pokoje do wynajęcia dla letników);

nas troje - spacer w górę Przecznicy
w moim magicznym domu... - Jaga w progu
- no i drzwi nam powoli zielenieją :)



Jednym słowem, poprzedni mieszkańcy wsi mieli rację: Przecznica to idealne miejsce na letni wypoczynek.