sobota, 5 lutego 2011

Sprzątanie ciąg dalszy i odwodnienie chałupy

Końcówka 2008 roku oraz wiosenne miesiące 2009 roku upłynęły nam na sprzątaniu obejścia :). Może wydawać się,że to długo, no ale mieszkamy ok 140 km od naszej chałupy i praktycznie weekendy (też nie wszystkie) nam pozostały na wizytacje naszego domku :). Mąż często jeździł zimą na samotne eskapady do domku i przeżyw swój blair witch project  w spartańskich warunkach. Nie wiem czy wspominałam,że z tyłu za domem rosła piękna, wielka lipa, a z przodu przepiękny kasztanowiec, który dodawał uroku naszej chałupinie.W maju gmina zorganizowała bezpłatna wywózkę śmieci wielkogabarytowych na terenie gminy, w tym w Przecznicy (warto śledzić ogłoszenia w miesięczniku wydawanym przez samorząd gminny!). Skorzystaliśmy z tego i pozbyliśmy się nadpleśniałych szafek kuchennych (z płyty pilśniowej, lata 80-te), chyba to linoleum z kuchni też wtedy opuściło raz na zawsze nasze domostwo. W tzw. międzyczasie zbieraliśmy pieniądze na zrobienie odwodnienia, mąż sukcesywnie pozbawiał kuchnię desek podłogowych i wykopywał ziemię pod nimi (pod izolację i wylewkę w przyszłości). Ja zrobiłam sobie z synkiem wycieczkę w okolice starej kopalni Anny Marii.Wejście jest chyba zasypane, albo go po prostu nie odkryłam, ale ślady po działalności górniczej są dobrze widoczne. Wiosną poznaliśmy też najbliższych sąsiadów, a w lipcu zostaliśmy zaproszeni przez panią sołtys na festyn wiejski organizowany w dawnej szkole w Przecznicy (piękny budynek!), z którego wyszliśmy z następującymi łupami: panierka do kurczaka, plastikowy koszyk na pranie, miniprzewodnik po atrakcjach turystycznych gminy (fanty z loterii) oraz miecz wydający mrożące krew w żyłach dźwięki  (to młody wytachał). I nastał lipiec - nasz sezon urlopowy, który spędziliśmy (mąż w  znacznie większym stopniu) na realizacji pierwszego z prawdziwego zdarzenia remontu naszego domu, czyli odwodnienia  i zrobienia tzw. fundamentów. Fachowcy gościli w naszych progach co ranek przez parę tygodni,wypili morze kawy i piwa, zajadali potrawy, które pichcił im mąż, na podwórku pojawiły się tony bazaltowego żwiru z pobliskiej kopalni w Rębiszowie, piasku oraz betoniara, która wzbudziła duże zaciekawienie synka (widział podobne w bajce "Sąsiedzi"). Iiiii robota ruszyła!!! Maż aktywnie się udzielał, nie tylko w gotowaniu :) Aaa zapomniałam, że w  tzw. międzyczasie koparka odsunęła na tyłach domu ziemię (była bardzo blisko murów domu, co pewnie też sprzyjało rozwojowi wilgoci).
Reasumując: zrobienie odwodnienia wokół budynku i fragmentu stodoły przylegającej do domu trwało kilka tygodni, zajęło nam cały urlop  (nie ma to jak aktywny odpoczynek!) i pochłonęło wszelkie oszczędności, jakie udało się nam zgromadzić. Prawdę mówiąc liczyliśmy na to,że trochę oszczędności zostanie...Aaa, i dzień po zakończeniu prac i pozostaniu z pustymi workami (po pieniądzach...), odkryłam, że jestem w ciąży :) (nic w przyrodzie nie ginie, heh).
A poniżej nastrojowa fotka domu, zrobiona przez kumpla Maćka, który nas odwiedził w tym czasie, widoczny jest na pierwszym planie po lewej stronie piękny kasztanowiec, który w następnej notce odegra główną rolę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz