Był już opis sytuacji (rzeczywiście takie się zdarzają, bez obawy: nie każdemu:)) czyhających na właścicieli przy remoncie starego domu, teraz parę słów skąd wziąć pieniądze na zakup domu. Kolejność zaburzona - bo zapomniałam już o tych emocjach, które nam towarzyszyły, gdy kupowaliśmy dom. Teraz żyjemy remontem - robionym etapami. To co opiszę poniżej, to efekt naszych doświadczeń i historii zasłyszanych lub przeczytanych. Obiecuję, że kolejne wpisy będą bardziej przecznickie.
Zaczynamy!Dom jest już upatrzony, jesteśmy zdecydowani go kupić. Pytanie: za co? Są dwie możliwości:
1. mamy na ten cel zgromadzone środki (lub będziemy mieć lada chwila, gdy np. sprzedamy aktualne lokum) - więc bez zbędnych ceregieli finalizujemy sprawę z właścicielem; sprawa jasna i oczywista,
2. nie mamy pieniędzy - w grę wchodzi pożyczenie ich albo od rodziny/przyjaciół, albo z banku. Gdy pożyczamy od rodziny czy przyjaciół sprawa też jest jasna: kupujemy dom, a pieniądze zwracamy na zasadach umówionych z pożyczkodawcami :)
Gdy chcemy pożyczyć z banku to są tu dwie możliwości: albo kredyt hipoteczny albo kredyt gotówkowy (czyli pożyczka). Myślę, że tutaj wiele zależy od ceny domu (gdy jest naprawdę wysoka, to uzyskanie pożyczki może się nie ziścić), naszych możliwości, czyli zdolności kredytowej ocenianej przez bank i naszych preferencji.
Jeśli kredyt hipoteczny, to czego należy się spodziewać? Tony dokumentów, m.in. umowy przedwstępnej z właścicielami domu, który chcemy kupić (czyli tak czy siak warto mieć na początek trochę własnych pieniędzy na zaliczkę) i sporo cierpliwości :)
Jakie dokumenty bank może chcieć w związku z domem?
- operat szacunkowy, czyli wycenę nieruchomości (albo przyśle własnego rzeczoznawcę, albo sami zorganizujecie rzeczoznawcę, który jest - paskudnie brzmi to słowo- akceptowalny przez bank), koszty wyceny ponosimy my. Warto przed wpuszczeniem pana rzeczoznawcy w progi prawie własnego domu, uprzednio go ogarnąć (aby te sterty ubrań czy słoików z przedpotopowymi przetworami nie wpłynęły na jego ocenę :) wiem też, że rzeczoznawcy krzywo zerkają na pomieszczenia nie mające 2,2 m wysokości);
- umowę przedwstępną;
- jest też tu kwestia ubezpieczenia domu (standardowe, ale wiem, że część banków po prostu oferuje przy udzieleniu kredytu takowe, więc odpada samodzielne bieganie po ubezpieczycielach i pilnowanie odnowienia polisy co rok);
- wyciąg czy też wypis z księgi wieczystej nieruchomości (czy nie ma obciążeń, np. dożywotniej służebności na rzecz jakiegoś starszego pana:)) - czyli akcja: lokalizujemy właściwy sąd i drogą urzędową otrzymujemy pożądany dokument.
Chyba to wszystko, co dotyczy domu. Oczywiście, bank będzie chciał sprawdzić zdolność kredytową swoich przyszłych wieloletnich klientów - więc poda listę wymaganych dokumentów (będzie chciał uzyskać wiedzę na temat naszych dochodów) na tę okoliczność. Sprawdzi nas też w BIK-u (czyli Biurze Informacji Kredytowej-jest to instytucja, z której zasobów korzystają banki i banki też tę bazę tworzą, przesyłając dane kredytobiorców, nie mylić z BIG). Jeśli wszystko będzie ok., to pieniądze zostaną przelane na konto osoby sprzedającej dom = finalizujemy sprawę u notariusza, składamy do sądu wniosek o wpis na hipotece naszego wymarzonego starego domku na rzecz banku i spłacamy raty do emerytury :)
Może się zdarzyć, że bank negatywnie oceni nasz wymarzony dom (bo z wyceny np. wynika, że dom "za - bardzo - potrzebuje - remontu") i sprawa kredytu się rypła. Warto wtedy poszukać innego banku - może akurat inny ma bardziej liberalne podejście do naszej wymarzonej ruiny? jeśli nie - wycenę nieruchomości trzymamy na honorowym miejscu w domu (w końcu trochę kosztowała!), staramy się o pieniądze innym sposobem.
Jeśli nie hipoteczny to może pożyczka? Myślę, że warto wtedy po to rozwiązanie sięgnąć, gdy dom nie ma wysokiej ceny (żeby raty nas nie zabiły! i żeby bank w ogóle pożyczył nam pieniądze). W przypadku takiej pożyczki (np. w złotówkach, stałe oprocentowanie, więc z trwogą nie śledzimy informacji ze świata całego o różnych kryzysach) bank w ogóle nie interesuje się tym, co z tymi pieniędzmi zrobimy (odpada koszt operatu szacunkowego, spisujemy jedną umowę ze sprzedającymi). Ach, i nie zadłużamy się do emerytury, tylko na kilka lat. Trochę trudnych lat :)
Można robić też miksy, tzn. trochę pożyczyć od rodziny i trochę od banku. Finansowanie remontu to osobna sprawa - można jeszcze się zadłużyć w banku, u rodziny, zbierać (a gdy kiedyś umrzemy, nasi sąsiedzi będą snuć opowieści, jak to ciułaliśmy całe życie złoto i pewnie ukryte jest gdzieś pod podłogą w naszym starym domu :)) lub starać się o dotacje unijne (jeśli planujemy działalność usługową w domu lub mamy sporo ziemi i zwierzaków ) lub inne dotacje, o których nie słyszałam. Ale chętnie posłucham:)
:-))) można jeszcze wyjechać na parę lat i zarabiać poza granicami naszej ukochanej Ojczyzny. Ale to tylko w przypadku, gdy jeszcze nie mamy upatrzonej ukochanej ruiny a wewnątrz siebie mamy pokłady takiej cierpliwości, o jaką byśmy się nigdy wcześniej nie posądzali :-).
OdpowiedzUsuńNam jeden bank odmówił kredytu - dom wg nich nie był tyle wart. W kolejnym załatwiliśmy raz dwa i co ważne, nie skorzystaliśmy z usług banku w naszym mieście tylko z sąsiednim. W naszym mieście za dużo jak się okazało "życzliwych" ludzi.
OdpowiedzUsuńDotacje unijne to nie taka prosta sprawa. Musisz mieć wkład finansowy, żeby cokolwiek dostać. Objechałam kilka firm, które się tym zajmują. Piszą za Ciebie cały projekt, biorą za to 3-4tys i nic Cię nie obchodzi. My mamy dobre warunki do agroturystyki.. duży dom, dwa kroki do jeziora, ogromna działka, cisza i spokój... no ale nie mamy tych 40-50% wkładu by otrzymać te 100-200tys. Mam wrażenie, że dotacje to dla bogatych... ale marzymy dalej i wierzymy, że nasze marzenia się spełnią :)
Różne dotacje, dofinansowania, itd, o ile przynajmniej ja znam temat, to prawie zawsze refundacja określonej części wydatków. W praktyce - trzeba mieć pieniądze, żeby móc później cześć otrzymać spowrotem. Albo nie, bo różnie z tym bywa. Poza tym w wielu przypadkach trzeba być rolnikiem (i to takim "prawdziwym", krusowcem). Z kredytem - cóż... Gotówkę woleliśmy przeznaczać na remont. Więc próbowaliśmy w kilku bankach jednocześnie. To nic nie kosztuje (nie kosztowało). Była jeszcze opcja "rodziny na swoim", ale w praktyce w naszym przypadku prawie nic to nie zmieniało, a zwiększało papierologię. Co ciekawe, te banki, które wszyscy określali jako "pewniaki" odmówiły kredytowania ze względu na lokalizację; generalnie banki nie lubią starych ruder na zadupiu. Wolą mieszkania w Warszawie... A Zgodził się.. hmm, ten, na który liczyliśmy najmniej.
OdpowiedzUsuńDoskonale sprawdza się błaganie losu o litość, tylko to trochę trwa... ;)
OdpowiedzUsuńnaszapolano: to chyba najrozsądniejsze wyjście - uzbierać pieniądze i dopiero potem realizować zakup :)
OdpowiedzUsuńu nas temat kupna domu to była kwestia chwili - od znalezienia znaku z lasu do spisania umowy przedwstępnej minęło parę tygodni :)a po kolejnym miesiącu dom był już nasz :)
Przemek: też odnoszę wrażenie,że banki nie lubią starych domów do remontu, po odmowach w dwóch bankach daliśmy sobie spokój z hipoteką
Ja jestem zielona jak wiosenny szczypiorek w temacie dotacji,ale wiem też,że z m.in. dotacji ludzie żyją na wsi (mają zwierzaki i ziemię).
Kamila: idziecie jak burza, wierzę,że lada moment będziecie mieć wymarzoną agroturystykę:)
ZiŁ: czyżby wygrana w totka się trafiła;)?
Żyją, jeśli mają dopłaty bezpośrednie, albo wejdą w jakiś program rolnośrodowiskowy na przykład. Ale żeby układ się opłacał, muszą mieć trochę ziemi (i nie jeden, i nie 10 ha). Zresztą system dopłat bezpośrednich zmieni sie raczej w najbliższych latach. Dopłaty do inwestycji to inna bajka, ale ja mam wrażenie, że premiowani są ci, którzy posiadają sporo. Tzn. im więcej posiadasz, tym więcej dostaniesz. Takie życie :).
OdpowiedzUsuńPrzemek masz rację :) mój mąż mawia, że ta kasa to tylko dla bogatych...
OdpowiedzUsuńKyja, agroturystyka to nadal marzenie... ale przecież marzenia się spełniają, więc... ;-)
Świetna sprawa. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńDawno nie było takiego artykułu. Bardzo fajny wpis.
OdpowiedzUsuńKredyt denominowany jest rodzajem kredytu, w którym wartość zadłużenia określana jest w walucie obcej, a jego przeliczenie na złote następuje w momencie wypłaty. Kancelaria Kuprewicz specjalizuje się w analizie takich umów, oferując pomoc prawną dla osób, które zaciągnęły kredyty denominowane. Kancelaria wspiera klientów w dochodzeniu swoich praw w sporach z bankami, zapewniając fachową obsługę prawną.
OdpowiedzUsuń