Pora na małe podsumowanie wakacyjnego pobytu w Przecznicy. Pierwsza sprawa, która bardzo cieszy, to fakt, że można, pomimo wielu niewygód pomieszkiwać z dziećmi (2 i 8 lat) w Ruderii. Właściwie osiągnęliśmy stan zbliżony do zastanego przez nas (brak łazienki, ubikacja działa, piec działa, dach nad głową jest), brakuje jedynie słoików z przetworami poprzedniej właścicielki, ale za to jest miniwarzywniak. Podsumowując, spędziłam z dziećmi (i momentami z Uczestnikiem i przyjaciółką) niemal 4 tygodnie (z przerwami) w naszej chałupinie. Wrażenia z pierwszych dwóch tygodni opisałam w ostatnich postach, teraz skupię się na dwóch kolejnych. Jak to jest mieszkać w starym domu?
Bardzo sympatycznie. Jest spokojnie, cicho (chociaż bliskość ulicy jest odczuwalna), czasami surwiwalowo. Rytm dnia wyznaczają stałe, powtarzalne, niezbędne czynności (jak palenie w piecu czy rytuały oczyszczenia w dziecięcej wanience). Po jakimś czasie nadchodzi jednak chwila, gdy marzy się o porządnym prysznicu. Zatem postanowione: jednak łazienka jakaś musi zaistnieć :) Jest też...tanio. No bo, ile można wydać w wiejskim sklepiku?
Co robiliśmy w Ruderii w sierpniu? (kolejność spontaniczna)
- byliśmy na zabawie z okazji Dnia Dziecka (trochę spóźniona, ale jest zawsze, co roku, jest loteria, konkursy), zorganizowanej w świetlicy;
- przeżyliśmy masę cudownych...burz o każdej porze doby;- poznaliśmy (razem i osobno) parę fajnych osób;
- nauczyliśmy się rozpoznawać barszcz Sosnowskiego od np. dzięgla leśnego:
tu akurat dzięgiel leśny - na niego wygląda, a barszcz Sosnowskiego rośnie po bokach niemal każdej drogi! |
- odkryliśmy, że murek na tyłach domu zamieszkuje pewna żaba, a od frontu rezydują trzy ropuchy, w nocy odwiedza je jeż;
- dowiedzieliśmy się, które drzwi w naszym obejściu są najstarsze - dzięki MiM ! :);
- odkryliśmy również, że kot sąsiadów traktuje nas jak intruzów na swoim=naszym terytorium (gdy wydaje mu się, że nikogo nie ma w pobliżu idzie do domu, gdy natknie się na domownika, okazuje irytację i czmycha, po drodze znacząc rewir, a nocami przesiaduje na progu i straszy sąsiadkę zielonym błyskiem w oku:) );
- dzieci polubiły twórczość zespołu Enej (moja mama puszczała dzieciom płytę podczas kilku kursów do Lubania) i miały okazję posłuchać jej na żywo podczas koncertu "Lata z radiem" w Świeradowie - Zdroju w minioną sobotę;
- przeżyliśmy ósme urodziny naszego Michała;
- będąc na małej wycieczce wraz z dziećmi odkryłam, że na żółtym szlaku (który częściowo okala bezimienny pagór, u stóp którego stoi Ruderia) nie ma mostów na Mrożynce (są za to ślady po przedwojennym...):
m.in. w tym miejscu przytomnie wdziawszy na wycieczkę górskie wysokie buty (zdały egzamin!) przenosiłam na drugi brzeg po kolei dzieci i wózek |
- przyglądaliśmy się śladom po wcześniejszym tynku, wyzierających spod szarego baranka:
- byliśmy (ja z dziećmi) na ognisku u sąsiadów, gdzie spróbowałam przygotowanej przez sąsiada pysznej musztardy (musztarda zrobiona z gorczycy własnoręcznie wyhodowanej przez sąsiada, o.);
- podziwialiśmy odnawiane wnętrza u sąsiadów, gdzie całkiem niedługo rozpocznie działalność agroturystyka (przed wojną były tam też pokoje do wynajęcia dla letników);
- no i drzwi nam powoli zielenieją :)nas troje - spacer w górę Przecznicy |
w moim magicznym domu... - Jaga w progu |
Jednym słowem, poprzedni mieszkańcy wsi mieli rację: Przecznica to idealne miejsce na letni wypoczynek.
aż zazdroszczę:) a drzwi piękne!
OdpowiedzUsuńwypiękniały po zdjęciu farby olejnej ;)
Usuńdom na wsi to własne siedlisko, dzieciaki na pewno będą kiedyś wspominać jak to pomieszkiwali w domku na wsi.... takie przezycia pozostaja w pamięci....
OdpowiedzUsuńTwoje dzieci mają ten komfort że właśnie tutaj spędzają wakacje a nie w mioeście na przysłowiowym trzepaku czy brudnym podwórku...
no i wspaniała przyroda dookoła....
same zalety... pomijając ten brak łazienki
o, to prawda. Na codzień mieszkamy w dużym mieście (czyt. męczącym). Zależało mi na wakacyjnej ucieczce z miasta - udało się :)(oprócz Przecznicy, spędziliśmy też trochę czasu na jeziorem)
UsuńKyja, wróciłaś w końcu! Już myślałam, że Ruderia pochłonęła Was na maksa i postanowiliście nie wracać do miasta :)
OdpowiedzUsuńNajlepsze życzonka dla Michałka! My też nie dawno świętowaliśmy Młodej urodziny, przecież Oni z jednego miesiąca ;)
Pozdrawiam!
Wróciłam, wróciłam :) dziękuję za życzenia! i nawzajem dla Kini (to już 8 lat mają nasze maluszki:)!)
UsuńTo się nazywają wakacje! bogate we wrażenia i zupełnie inne od tych "wczasowych" ;-) Cudownie, że macie takie miejsce, do którego możecie wracać ;-) Ściskam!
OdpowiedzUsuńnie lubię "wczasowych" wakacji :) takie są zdecydowanie lepsze:)!
UsuńŚwietne wakacje. A jakie piękne macie drzwi. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńbrzmi wybornie i zazdrość mnie wielka ogarnia :-) ale my tak też się kiedyś będziemy wakacjować. :-)
OdpowiedzUsuńpozdrowienia i mam nadzieję, że akumulatory macie naładowane :-)
pewnie,że będziecie! toż to kwestia czasu :)
UsuńRudera, nieRudera- z sercem przyjęła na wakacje :)
OdpowiedzUsuńpozdrówki serdeczne!
A ja wpadłem kurz ocenić. Ale byłem tak zmęczony, że potem się zastanawiałem mocno, czy to mi się nie śniło czasem. Jednym dowodem, że nie był fakt, że kawałek gliny znalazłem w samochodzie. Drugim, że człowieka, którego zabrałem wtedy na stopa spotkałem na stopa i potwierdził.
OdpowiedzUsuńgdyby nie glina i autostopowicz to chyba byłby zły sen, co;)? to jak - za parę tygodni odbiór ocenionego kurzu:)?
UsuńWłasny dzięgiel! Kyja, pocięta łodyga, obsmażona w cukrze i schowana do słoika nada się na zimę jako ozdoba do tortu, placka czy deseru, zachowuje zielony kolor, zazdraszczam; też to zauważyłam, w pogórzańskiej chatce potrzeby maleją o połowe, a sklep odwiedza się raz w tygodniu; drzwi nabierają szlachetnego wyrazu, a w jednej ćwiartce brak ozdobnika, będziesz szukać takiego? pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńo, nie wiedziałam,że można i dziegiel tak spożyć!dobrze wiedzieć, ale nie chodzi Ci przypadkiem o arcydzięgiel?
Usuńtak, ozdobnik planujemy odtworzyć
Kyja, to jest to samo, jedno zielę ma różne nazwy, anżelika jeszcze słyszałam.
Usuńjest dzięgiel i arcydzięgiel, ale oba można konfiturować/kandyzować:-)
UsuńOj zazdrościmy! (i pozdrawiamy)
OdpowiedzUsuńS.
Sąsiedzie, Wy też chyba możecie powakacjować się w swoim domu? I pewnie macie tam łazienkę (czego zazdroszczę dziko:))
UsuńMy mieszkamy w naszym starym, chociaż trochę młodszym od Waszego domu, od roku i mieszka się w starym domu pięknie i chociaż do asfaltu mamy kawał drogi, to i u nas czasem słychać echa drogi.
OdpowiedzUsuńBarszcz Sosnowskiego to u nas na szczęście rzadkość, jednak i ostatnio wypatrzyłam jeden egzemplarz w sąsiednim, opuszczonym siedlisku.
Eney to nasi olsztyńscy rodacy i chociaż słuchamy zupełnie innej muzyki, to czasem z przyjemnością bawimy się przy ich muzyce, więc nie tylko Wasze dzieci ;-)
Pozdrawiamy!
wyczytałam,że barszcz uprawiano m.in. na Przedgórzu Sudeckim, czyli stosunkowo blisko nas. Pełno go tu jest, nawet u nas na działce znalazłam 2 sztuki (wykopałam i spaliłam, a miejsce po korzeniach odpowiednio potraktowałam do tego). Tutaj ludzie raczej nie mają świadomości co to za dziadostwo.
UsuńNa koncercie Eneja byłam i ja - fajnie było, chociaż wolę inne gatunki muzyczne:)
Kyja, informuję, że zostałaś nominowana do...
OdpowiedzUsuńhttp://ja-kama-mama.blogspot.com/2012/09/nominacje-versatile-blogger-award.html
:)))
Informuję
OdpowiedzUsuńhttp://ostojatupai.blogspot.com/2012/09/nominacje-blogowe-wszystko-przez-kame.html
Pisze dość późno ale polecamy się na przyszłość :) Wrócimy niebawem i klucze dopasujemy:)
OdpowiedzUsuńCiekawie piszesz, mało jest takich miejsc :)
OdpowiedzUsuńTwoja opinia sprawiła mi dużą radość :) i serdecznie witam :)!
Usuń