Pisałam już, że dynie nam obrodziły w Przecznicy, najwięcej było ozdobnych, ale wśród nich była ONA. Wielka, kulista dynia. I ciężka. Zważyłam ją - 6 kg, chociaż wydawało mi się, że była cięższa od naszej 1,5 - rocznej córki. Dzisiaj nastał jej dzień, a raczej wieczór :))
a tu zarys młodszego dziecięcia zainteresowanego dyniową lampą:) |
Oddzieliłam pestki od miąższu, którego było dość dużo. Z części zrobiliśmy zupę dyniową (też pierwszy raz w życiu), część zamroziłam, a dobre pestki albo zjemy po wysuszeniu, albo zostawimy do wysiania na przyszły rok :)
A tu zdjęcie obrazujące wydłubane przeze mnie ilości miąższu i dobre pestki
Pestki z dyni najlepsze są /moim zdaniem/ jak jeszcze tak dobrze nie wyschną. Mają zupełnie inny i ciekawszy smak od tych wysuszonych. Polecam. Lampion dyniowy - EXTRA :-)
OdpowiedzUsuńtakich niedosuszonych pestek nie próbowałam, ale za to za niedosuszone orzechy włoskie dam się pokroić :)
OdpowiedzUsuńDyniowa lampa okazała się być sporą atrakcją dla naszych dzieci:))
Pięknie wyszła!
OdpowiedzUsuńPierwszy plon musi dawać ogromną satysfakcję! (piszę to jako zapalony ogrodnik-parapeciarz:) Swoją drogą Wasza dynia ma niepoprawnie wesoły wyraz twarzy - a doktor Natanek mówił... Pozdrawiam ze Szczecina!
OdpowiedzUsuńKrzysiek, no nie da się ukryć, że coś się dzieje:)!
OdpowiedzUsuń