Kobalt, a właściwie farba kobaltowa była kiedyś pożądanym towarem w przemyśle tkackim i ceramicznym. Już w XVI w. w Saksonii (Schneeberg, Annaberg) zaczęto na dużą skalę produkować farbę kobaltową, a od od przełomu XVI/XVII w. również w Czechach (w Jachymowie). Ale dopiero w 1735 r. Georg Brandt zauważył, że niebieskie zabarwienie żużlistej masy tworzącej się przy topieniu niektórych rud w Saksonii i Czechach nadaje właśnie kobalt. Nazwa tego pierwiastka pochodzi od wyrazu "kobold" czyli złego ducha lub gnoma, uprzykrzającego życie górnikom. Rejon Gierczyna i Przecznicy znany jest z pozostałości po dawnym górnictwie. W Gierczynie i jego okolicy wydobywano cynę, a Przecznica znana była z kobaltu właśnie. Poniżej postaram się zwięźle opisać przecznickie górnictwo. W 1769 roku graf Schaffgotsch (te tereny znajdowały się w obrębie dóbr rodowych Schaffgotschów) uruchomił w Przecznicy kopalnię rudy kobaltu "Annę - Marię". Wkrótce mineralizacje kobaltowe odkryto w sztolniach "Drei Brüder" oraz "Morgenstern" (były to kopalnie cyny, pierwsza z nich znajduje się na terenie między Przecznicą a Gierczynem), oraz w kilku nowozałożonych kopalniach w okolicy Świeradowa - Zdroju i Krobicy. Jednak największe znaczenie wydobywcze miała "Anna - Maria", zlokalizowana kilkadziesiąt metrów od zabudowy Przecznicy, na zboczu wyniesienia Prochowa (niem. Pulverberg). Wg Dziekońskiego (Dziekoński T., 1972 ) między rokiem 1772 a 1774 graf Schaffgotsch w Przecznicy uruchomił hutę*, spiętrzając w tym celu w trzech miejscach wodę potoku: przy jednym spiętrzeniu znajdowała się płukarnia, przy kolejnym huta, przy trzecim kuźnia.
Eksploatacja rud w "Annie - Marii" przebiegała na głębokości od 10 do 110 m. Poniżej kolejny odrys planu górniczego:
Przekroje tłuczki do rozdrabniania rud kobaltu w Przecznicy, odrys z rysunku z 1823 r. (wg Dziekoński T., 1972, s. 356) |
A co dalej? Oddajmy głos Dziekońskiemu: " Huta posiadała piec prażalniczy z kominem ok 35 m wysokim, a to ze względu na konieczność lepszego odprowadzania trujących par arsenu, piec hutniczy płomienny o sześciu odstojnikach oraz piec do wypalania cegieł na wykładziny pieców hutniczych" (Dziekoński T., 1972, s. 357). Obok huty znajdował się młyn z dwoma kołami wodnymi do rozcierania szkła, sortownia i przemywalnia farby wraz z pomieszczeniem do jej ręcznego rozcierania i pakowania do beczek.
Budynek z końca XVIII w., który wchodził w skład zespołu zabudowań huty kobaltowej w Przecznicy. Najprawdopodobniej budynek administracyjny (wg Dziekoński T., 1972, s.357). |
I co dalej się działo z urobkiem?
Pozwolę sobie oddać po raz kolejny głos Dziekońskiemu (momentami opis pachnie prawdziwą alchemią) : "...technologia produkcji smalty w Przecznicy była podobna do stosowanej w Saksonii. Nie wymagała czystego surowca wyjściowego. Używano do tego celu częściowo wyprażonej rudy. Prażenie prowadzono w takiej temperaturze i do takiego stopnia, aby możliwie największa część związków kobaltu uległa utlenieniu i aby znajdujące się w rudzie przecznickiej związki arsenu pozostały w stanie nierozłożonym. prażonkę topiono w tyglach z dodatkiem mielonego na pył piasku kwarcowego i potasu. tygle umieszczano w piecu płomiennym, w którym wsad ulegał stopieniu. W czasie tego zabiegu stopiona krzemionka wraz z tlenkami kobaltu i potasem wypływała na wierzch w postaci niebieskiej masy, podczas gdy szpejza (tworząca się w wyniku obecności w rudzie pewnej ilości arsenu), do której przechodziły pozostałe metale oraz niewielkie ilości nierozłożonych związków kobaltu jako cięższe, zbierała się na dnie tygla. Gdy prażonka zawierała zbyt mało arsenu, aby wszystkie metale mogły przejść do szpejzy, dodawano do tygla arszeniku. Masę kobaltową zlewano do naczynia z wodą,w której w wyniku gwałtownego chłodzenia ulegała granulacji. Granulki rozdrabniano i poddawano segregacji w osadnikach w celu usunięcia porwanych mechanicznie przy zlewaniu cząsteczek szpejzy. Na drodze kolejnego mielenia i szlamowania uzyskiwano farbę kobaltową o różnej granulacji" (Dziekoński T., 1972, s. 357 - 358). Dziekoński podaje również dane o wielkości produkcji przecznickiej farby kobaltowej i skorelowanej z nią wielkości zatrudnienia. Trzeba tutaj koniecznie wspomnieć, iż w latach 1793-1806 produkcja farby kobaltowej w Przecznicy wynosiła 50 -70 ton rocznie, co fachowcom pozwoliło oszacować, że jej eksport stanowił wówczas ok. 10 % produkcji europejskiej. Oprócz farby kobaltowej pozyskiwano mączkę arsenową (arszenik), której produkcja wynosiła w latach 1793-1806 od 0,7 do 4 ton rocznie. Niestety, produkcja kobaltu w ciągu kolejnych lat zmniejszała się, co doprowadziło do zamknięcia kopalni i huty w 1844 r.
Pozwolę sobie oddać po raz kolejny głos Dziekońskiemu (momentami opis pachnie prawdziwą alchemią) : "...technologia produkcji smalty w Przecznicy była podobna do stosowanej w Saksonii. Nie wymagała czystego surowca wyjściowego. Używano do tego celu częściowo wyprażonej rudy. Prażenie prowadzono w takiej temperaturze i do takiego stopnia, aby możliwie największa część związków kobaltu uległa utlenieniu i aby znajdujące się w rudzie przecznickiej związki arsenu pozostały w stanie nierozłożonym. prażonkę topiono w tyglach z dodatkiem mielonego na pył piasku kwarcowego i potasu. tygle umieszczano w piecu płomiennym, w którym wsad ulegał stopieniu. W czasie tego zabiegu stopiona krzemionka wraz z tlenkami kobaltu i potasem wypływała na wierzch w postaci niebieskiej masy, podczas gdy szpejza (tworząca się w wyniku obecności w rudzie pewnej ilości arsenu), do której przechodziły pozostałe metale oraz niewielkie ilości nierozłożonych związków kobaltu jako cięższe, zbierała się na dnie tygla. Gdy prażonka zawierała zbyt mało arsenu, aby wszystkie metale mogły przejść do szpejzy, dodawano do tygla arszeniku. Masę kobaltową zlewano do naczynia z wodą,w której w wyniku gwałtownego chłodzenia ulegała granulacji. Granulki rozdrabniano i poddawano segregacji w osadnikach w celu usunięcia porwanych mechanicznie przy zlewaniu cząsteczek szpejzy. Na drodze kolejnego mielenia i szlamowania uzyskiwano farbę kobaltową o różnej granulacji" (Dziekoński T., 1972, s. 357 - 358). Dziekoński podaje również dane o wielkości produkcji przecznickiej farby kobaltowej i skorelowanej z nią wielkości zatrudnienia. Trzeba tutaj koniecznie wspomnieć, iż w latach 1793-1806 produkcja farby kobaltowej w Przecznicy wynosiła 50 -70 ton rocznie, co fachowcom pozwoliło oszacować, że jej eksport stanowił wówczas ok. 10 % produkcji europejskiej. Oprócz farby kobaltowej pozyskiwano mączkę arsenową (arszenik), której produkcja wynosiła w latach 1793-1806 od 0,7 do 4 ton rocznie. Niestety, produkcja kobaltu w ciągu kolejnych lat zmniejszała się, co doprowadziło do zamknięcia kopalni i huty w 1844 r.
Co pozostało z górniczej przeszłości Przecznicy?
Fachowcy - geolodzy (Madziarz M., Sztuk H., 2006) wskazują, że widoczne są zapadliska po trzech szybach kopalni "Anna - Maria", na zboczu Prochowej oraz zachował się również wlot głębokiej sztolni odwadniającej kopalnię nad brzegiem Przecznickiego Potoku. Dawna kopalnia cyny "Drei Brüder" eksploatowana później ze względu na obecność kobaltu, chyba jest najlepiej zachowaną kopalnią w okolicy (nie znajduje się w terenie zabudowanym). Poniżej rzut okiem w jej głąb:
widać drewniane elementy wyposażenia sztolni |
te 3 zdjęcia zostały zrobione podczas wyprawy krajoznawczej z udziałem Uczestnika we wrześniu 2010 r. |
* inne źródła podają, że huta była zlokalizowana w Mlądzu (por. artykuł w serwisie Góry Izerskie )
- Dziekoński T., 1972, Wydobywanie i metalurgia kruszców na Dolnym Śląsku od XIII do połowy XX w., Wrocław, PAN
- Madziarz M., Sztuk H., 2006, Eksploatacja rud cyny w Górach Izerskich: historia czy perspektywa dla regionu?, Prace Naukowe Instytutu Górnictwa Politechniki Wrocławskiej Nr 117, Studia i Materiały Nr 32, s. 193 - 203
ciekawy reportaż .... nie wiedziałam o tych kopalniach.... dobrze że są jeszcze takie blogi jak twój gdzie mozna się dowiedzieć o wielu nieznanych faktach...
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie
prawdę mówiąc już dawno chciałam o nich napisać, ale jakoś nie mogłam się zebrać...podobno w naszej okolicy jest ponad 20 sztolni!
UsuńKawał ciekawej historii... faktycznie ociera się o alchemię ;-)
OdpowiedzUsuńA my akurat czytamy "Miedzianka. Historia znikania" - fascynująca książka, tyle jeszcze tajemnic skrywają te ziemie (dla mnie, dyletanta, tym więcej ;-))
Ściskam
"Miedzianka" ma klimat! chociaż i błędy są (tu już "obgadana": http://czytelniakrizdel.blogspot.com/2012/01/miasteczko-ktorego-nie-ma-czyli-sow.html),ale tak czy siak czyta się ją z wypiekami na policzkach:)!
UsuńSztolnie super! Fajne słowo "szpejza" :)
OdpowiedzUsuńTe sztolnie można bez problemu oglądać?
z tymi sztolniami jest tak,że odwiedzają je w zasadzie chyba fascynaci (z przygotowaniem i sprzętem), bo nie są jeszcze przygotowane do zwiedzania dla zwykłego turysty. A gmina już na tym polu ponoć działa :)
Usuń