To był nieplanowany wyjazd - decyzja podjęta ok 10:30 rano w sobotę przy porannej kawie. Jedziemy? Jedziemy! (czasami, gdy się nie wstydzimy, wyznajemy sobie z Uczestnikiem nawzajem ogromną tęsknotę, jaka nas trawi za domem, gdy przebywamy w mieście, ale o tym sza! Kto ma podobną sytuację, ten wie o co chodzi :) ) No dobrze - spakowaliśmy niezbędne minimum (tym razem nie wzięłam ze sobą syropu przeciwgorączkowego, ani syropu łagodzącego objawy alergii, a akurat podczas tego wyjazdu bardzo przydałyby się te specyfiki...), władowaliśmy się do staruszka i wio! Dojechaliśmy, Uczestnik poddał się rozkoszom koszenia otoczenia posesyji, a my - ja, młody i młoda - udaliśmy się w stronę kopalni Anny - Marii. Młody jeszcze jej nie widział. Obejrzeliśmy to, co dało się obejrzeć i ruszyliśmy leśną drogą, przecinającą Prochową, w kierunku przeciwnym do wsi. Uznaliśmy, że prowadzić będzie do kolejnej kopalni. I tak też się stało, po przejściu kilkuset metrów doszliśmy do kolejnego obiektu na trasie "Śladami dawnego górnictwa kruszców"
|
dzieci idą drogą z Prochowej, młoda trochę zmęczona |
|
z drogi między kopalniami widać Tłoczynę |
|
i jest drogowskaz! pokazuje drogę do Anny Marii i drogę do kolejnej kopalni |
|
znaki pojawiające się na trasie co jakiś czas przypominają, że dobrze idziemy |
|
w bliskim sąsiedztwie kopalni widoczne są murki ułożone z kamieni wybranych przy eksploatacji kopalni |
|
kopalnia Fryderyk Wilhelm (wcześniej sądziłam, że to kopalnia "Trzej Bracia) |
|
ze względów bezpieczeństwa i tu są kraty |
Pokręciliśmy się, znaleźliśmy podgrzybka, pióro drapieżnika i pora wracać do domu. Ale nie tą samą trasą tylko w dół i do szosy (właśnie od strony szosy znałam dotychczas dojście do tej kopalni).
Schodząc, już na szosie natknęliśmy się na prawdziwy "skarb":
Co było potem? poszliśmy na coroczny festyn do świetlicy (zapomnieliśmy, że odbywa się w tę sobotę), dzieci przez chwilę się pobawiły (no, dobra, pobawiła się młoda, bo młody, gdy nie zna dzieci, dziczeje), dostały słodycze i upominki, ja przytachałam wiaderko, i poszliśmy do domu. Na ognicho:
Poczekaliśmy na wschód księżyca i uciekliśmy do domu. Wieczory, poranki i noce są już chłodne.
Poza dzisiejszymi epizodami chorobowymi u dzieci wyjazd był udany.
Dzieci będą miały co wspominać :) to ognicho i księżycowa poświata... zakoduje się w główkach.
OdpowiedzUsuńu młodego owszem, ale młoda za młoda chyba na takie kodowanie :) Za to wyjechała z Przecznicy z cudowną infekcją w typie rotawirusa:gorączka, pawiany, brak apetytu (już 5. dzień).
UsuńZdjęcia wieczorne cudne. Gdy będziecie je oglądać będzie Wam z pewnością tęskno. Nic dziwnego. Takie piękne okoliczności przyrody.
OdpowiedzUsuńW moich miejskich czasach każdą wolną chwilę chciałam spędzać w domu na wsi. Było blisko, więc jeździłam nawet w tygodniu, aby chociaż się tam przespać.
A dlaczego ostatni rudering? Nie będziecie jeździć jesienią?
będziemy jeździć,a ostatni, bo najświeższy :) Zazdroszczę tej bliskości i doskonale rozumiesz naszą tęsknotę (gdyby było bliżej to chyba przeniosłabym się od razu i jeździła o świcie z dzieciakami do szkoły, przedszkola i pracy lub znalazłabym sobie jakieś zajęcie.Często ubolewam na tym,że talentów "w rączkach" nie odziedziczyłam po tacie).
UsuńA kto wie, może jeszcze w kolejny weekend raz, dwa się zbierzecie i Ruderię nawiedzicie :)
OdpowiedzUsuńGdyby jesień była ciepła i słoneczna.. oby!
A takie SKARBY.. znajduję wciąż przy naszej plaży... :(
na pewno jeszcze nawiedzimy. Takie SKARBY to o pomstę do nieba wołają...jak zmienić nawyki niektórych ludzi, którzy nie zabierają swoich SKARBÓW ze sobą??
UsuńAleż macie kruszców pod ziemią, i skarbów różnych, wiem, bo byłam w muzeum minerałów, pierwszy raz w życiu, cała mnogość bogactw; pięknie wygląda Ruderia z księżycem w tle, oświetlona tajemniczo; daleko macie do domu stacjonarnego? pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńto prawda, Sudety są dość zasobne w minerały i różne kruszce. Nawet z niewielkich Wzgórz Niemczańsko- Strzelińskich mam piękne kryształy z byłej kopalni kwarcu. Ruderia to nasz dom, a na codzień mieszkamy ok. 130-140 km od niej (Wrocław).
UsuńNo jak to ostatni?! My się wybieramy na urlop TAM! (bo urlop "musiałam" przesunąć, ze względu na sytuację w firmie) i co - nie będzie Was? Na pewno będzie piękna złota polska (kuszę teraz ;-))... Ściskam i zapraszamy;)
OdpowiedzUsuńostatni na pewno w sierpniu, potem zobaczymy-to też zależy od tego, czy uda nam się zdążyć z ociepleniem nad kuchnią...(żeby w nocy było ciepło). Ale zawsze zostaje na nocleg mama w Rębiszowie :) Tak więc jest szansa,że się spotkamy :) (obczajaliśmy Wasz dom podczas przejazdu przez R., ale Was nie było...)
UsuńPiknie, a ognisko i u nas trza sobie zafundować. Byle z dala od domu ;)
OdpowiedzUsuńFajnie, że macie geopark - u nas też jest, nasz był pierwszy w Polsce, "Łuk Mużakowa".
OdpowiedzUsuńTo bardzo ciekawe tereny, największa morena czołowa, jedyna widoczna z kosmosu.
U Was musi być równie ciekawie, te kopalnie, te minerały! Fajnie. :D
nie wiedziałam! nie dość,że Łużyce to i największa morena czołowa :)
UsuńA gdybyś poszła trochę w górę, a potem wyszła z lasu na asfalt nad Laskiem, to zobaczyłabyś zielony Domek pod Orzechem.
OdpowiedzUsuńO! obiecałam już sobie, że przy kolejnej nadarzającej się okazji pójdę dalej tą drogą :)
UsuńOstatnie zdjęcie jest świetne!
OdpowiedzUsuńposępna rudera, niczym z opowiadać Lovecrafta :) (obczajaliśmy też wschód Łysego przez lunetę)
Usuń